Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziś w Tygodniku Wągrowieckim

Iza Marcinkowska
Fot. archiwum rodzinne
Jeszcze wczoraj byłaś z nami, rozpromieniałaś nam życie swym pięknym uśmiechem... Ciągle ją pytam: gdzie jesteś, córeczko, kiedy wrócisz... Ale nie dostaję odpowiedzi...

To niektóre z wpisów na naszej klasie Grzegorza Wiśniewskiego – ojca zrozpaczonego po śmierci jedynej i ukochanej córki. Dwudziestoletnia Martyna z Wągrowca zginęła na miejscu w tragicznym w skutkach wypadku 11 czerwca ubiegłego roku. Jechała ze swym chłopakiem na motorze. Prawdopodobnie duża prędkość, przed motocykl wyskoczyła sarna. Młoda dziewczyna nie miała żadnych szans... Dziura w czaszce, mózg na drodze, kręgosłup złamany w dwóch miejscach.

- Tego dnia córka wyszła z domu szczęśliwa, miała już zaliczoną sesję egzaminacyjną. Miała spędzić czas ze swym chłopakiem. Dwadzieścia minut po północy obudził nas telefon - zadzwoniła do nas koleżanka Martynki, Natalia i powiedziała, że nasza córka miała wypadek i mamy jechać do szpitala. Wystraszyłam się, ale nawet nie podejrzewałam najgorszego. Kiedy dotarliśmy do szpitala, było tam sporo młodzieży i panowała taka dziwna cisza, ale nawet wtedy przez myśl mi nie przeszło...- urywa pani Mariola, mama Martyny, nie mogąc powstrzymać szlochu. - Pielęgniarka zawołała lekarza, ten powiedział, że Martynka nie żyje. Nogi się pod nami ugięły, to było jak uderzenie obuchem w głowę. Nie wierzyliśmy i do tej pory nie wierzymy, że jej już nie ma – płacząc przywołuje bolesne wspomnienia pan Grzegorz.
Jak wspominają rodzice Martyna była taka radosna, wesoła, uśmiech nie znikał z jej twarzy. Była pełna życia i czerpała z niego pełnymi garściami. Była zaradna, samodzielna, mądra, piękna, dobra, opiekuńcza. Kiedy zginęła, kończyła pierwszy rok studiów na Akademii Medycznej w Poznaniu. Była już po egzaminach, zadowolona... - Chciała zostać patologiem – wspomina swą pociechę ojciec.
- Mówiła, że mnie kocha i chciałaby być taką matką dla swoich dzieci, jaką ja jestem dla niej. Piękniejszych słów matka nie może usłyszeć. Niestety ona już nie będzie miała swoich dzieci – mówi pani Mariola i nie nadąża ocierać łez. Martyna była bardzo wyczekiwanym dzieckiem. Urodziła się po ośmiu latach starań. Pani Mariola chorowała na raka, bali się z mężem o ciążę, później o dziecko, czy będzie zdrowe. Doczekali się upragnionego maleństwa. Przeżyli z córką dwadzieścia wspaniałych lat. - Odeszłaś niczym zachodzące słońce, nie zdążyliśmy się Tobą nacieszyć. Dlaczego? – zadają pytania doświadczeni przez los rodzice.- Kiedy człowiek ma dwadzieścia lat, nie zastanawia się nad śmiercią. Też tak myślałam. Może dlatego nie umiem się pogodzić z tym, że Martyna umarła. - Ona tak życie kochała, a to życie z niej uszło. Przez głupotę i skrajną nieodpowiedzialność osoby, której ją powierzyliśmy. Która miała pilnować naszą córeczkę i chronić ją przed złem tego świata. Ona miała tylko dwadzieścia lat. Była jeszcze dzieckiem. On jest siedem lat od niej starszy, powinien być rozsądny. .. A potem zobaczyliśmy naszą dziewczynką z obrażeniami nie do opisania...
więcej na łamach Tygodnika Wągrowieckiego

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto