Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Matka i babcia. Świeżo upieczona żona. Nauczycielka i miłośniczka zwierząt. Poznajcie wągrowczankę Karinę Sobolewską

Monika Dziuma
Jest nauczycielką z długoletnim stażem, prowadzi bar w wągrowieckim kinie, wolne chwile przeznacza na ratowanie zwierząt żyjących w trudnych warunkach, od roku jest szczęśliwą mężatką, a od ponad dwóch... babcią. Poznajcie Karinę Sobolewską

To silna i twarda kobietka. Wygadana, otwarta na drugiego człowieka, nie lubiąca rutyny - można na pierwszy rzut oka pomyśleć o Karinie Sobolewskiej. Ale już po chwili śmiało można dodać, że to osoba wyjątkowo wrażliwa na los innych. Wolne chwile poświęca na ratowanie zwierząt.

Karina Sobolewska na co dzień jest nauczycielką chemii oraz biologii w Szkole Podstawowej w Gołańczy. Uczy także w gołanieckim Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii. Przy okazji zbliżającego się Dnia Nauczyciela zapytaliśmy jej, dlaczego wybrała ten trudny, wymagający poświęceń zawód. - Właściwie był to kompletny przypadek. Tak naprawdę w szkole byłam raczej humanistką. Kończyłam jednak wągrowiecki ogólniak na profilu biologiczno- chemicznym, bo moi rodzice chcieli żebym została lekarzem. Koleżanka namówiła mnie jednak na studia na kierunku chemii. Wtedy podjęłam decyzję, że będę uczyła tego przedmiotu i ukończyłam stosowne kursy. Tuż po studiach, w 1996 roku rozpoczęłam naukę w gołanieckiej szkole i dzisiaj, z perspektywy czasu uważam, że ten zawód jest dla mnie idealny. Nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu - opowiada kobieta.

Dzisiaj wspomina także swoich nauczycieli sprzed lat. - W podstawówce moją najlepszą nauczycielką była wychowawczyni, a zarazem pani od polskiego Bożena Skrętna. Często zabierała mnie na przeróżne konkursy recytatorskie i zaraziła mnie miłością do tego przedmiotu. Z ogólniaka wspominam świetną nauczycielkę rosyjskiego Leokadię Wyrembek. Czy dzisiaj czerpię z nich przykład? Moi uczniowie wiedzą, na ile sobie mogą ze mną pozwolić. Wiedzą na przykład, że nie toleruję zdawkowych tłumaczeń, a także czegoś od nich wymagam. Chyba jestem trochę osobą „starej daty”, bo na przykład w domu nie toleruję telefonów przy stole - opowiada z uśmiechem.

Praca w szkole to nie jest jedyne zajęcie kobiety. Pani Karina jest także szefową. Wraz z koleżanką prowadzą bar w kinie MDK w Wągrowcu. - Staram się nigdy nie wywyższać. Nie jest dla mnie problemem stanąć za ladą i podać ludziom popcorn. Na przykład w ostatni weekend miałam taki przypadek, że pracownica nie mogła przyjść, więc pracowałam w barze i korona mi z głowy nie spadła. Nigdy nie oceniam ludzi po tym co posiadają. Rzeczy materialne są nabyte i równie szybko można je stracić. Dla mnie najważniejsza jest rodzina - mówi. Od roku jest szczęśliwą żoną. - Z Piotrem poznaliśmy się przez wspólnych znajomych. Jesteśmy razem od ponad dziesięciu lat, ale dopiero niedawno zdecydowaliśmy się na ślub. Pobraliśmy się 29 grudnia zeszłego roku. Po prostu nie lubiłam słowa „konkubent”. „Mąż” brzmi dużo lepiej. Z natury jestem raczej szalona. Chciałam zrobić wielką imprezę dla najbliższych. Okazało się, że ślubu udzielała mi moja koleżanka ze szkolnej ławy, która teraz pracuje w Urzędzie Stanu Cywilnego. Później wszyscy bawiliśmy się w „Truskawce”. To były wyjątkowe chwile, które rodzina i znajomi wspominają do dzisiaj. I o to mi chodziło. O dobrą zabawę. Jestem szczęśliwą mężatką. Pani Karina jest matką dwóch dorosłych dzieci: Oli i Damiana. Choć wcale po niej tego nie widać, jest także babcią. - Moja 2,5-letnia wnusia Oliwka to zdecydowanie moje oczko w głowie. W każdej wolnej chwili chcę się spotykać z nią i z córką. Syn mieszka jeszcze ze mną. Najzabawniejsze jest to, że przy mojej wnuczce zapominam o tym, że jestem pedagogiem. Rozpieszczam ją jak tylko się da - wyjawia wesoło kobieta.

Nauczycielka urodziła się i wychowała w Wągrowcu. Pierwsze lata życia nie były jednak dla niej łaskawe. - Właściwie cudem jest, że żyję. Jako mała dziewczynka zachorowałam na ciężką chorobę, której nie mogli zdiagnozować lekarze. Mówili, że nie przeżyję. Kiedy szpital w Wągrowcu odmówił przewiezienia mnie karetką do szpitala w Poznaniu, pojechałam z babcią taksówką. Pan, który mnie tam zawiózł jeździ taryfą do dzisiaj. Pośrednio to jemu zawdzięczam życie. Z dzieciństwa pamiętam niewiele. Z normalnego dzieciństwa. Moje wspomnienia to tylko lekarze w białych fartuchach i szpitalne łóżko. Nie miałam żyć, nie miałam mieć dzieci. A jednak... los się odmienił. Dziś jestem szczęśliwą matką i kobietą - wyznała.

W wolnych chwilach nauczycielka zamienia się w inspektora Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - Nie wiem, skąd wzięła się moja miłość do czworonogów. W moim domu zawsze były psiaki. Dzisiaj mam dwa psy i kotka. Pochodzą z interwencji. Na przykład suczka Kaja pochodzi z nielegalnej hodowli. Właścicielowi była potrzebna tylko do tego, by rodzić kolejne dzieci. To shih-tzu. Sama nigdy nie kupiłabym rasowego psa, bo prawdziwej miłości nie można sobie kupić. Nie jest ważna rasa czy wygląd czworonoga, ale uczucie jakim potrafi obdarzyć człowieka. Zwierząt potrzebujących pomocy jest w naszej okolicy mnóstwo. Nie mogę wszystkich zabrać do siebie, choć serce mi pęka. Dlatego wiele z nich trafia do schroniska. Nawet nie wyobrażacie sobie, jaką krzywdę człowiek potrafi wyrządzić zwierzęciu. Trzymają je w nieludzkich warunkach, a nawet podają jakieś leki niebezpieczne nawet dla człowieka - mówi poruszona kobieta.
Karina Sobolewska od kilku lat mieszka w Bartodziejach. Ma tutaj swój „mały biały domek”, w którym czuje się najlepiej. - Choć Wągrowiec to moje rodzinne miasto, dzisiaj Bartodzieje to moje miejsce na ziemi. Tuż za płotem mamy las. Kiedy jeszcze nie było ogrodzenia, na nasze podwórko wchodziły sarny i dziki. Kiedyś przed świętami zwierzęta „porwały mi” cały garnek bigosu. Myślałam, że rodzina sobie ze mnie żartuje, ale po kilku dniach znalazłam pusty garnek w lesie. Co roku czekam szczególnie na święta Bożego Narodzenia. Obchodzimy je całą rodziną. Najbardziej cieszę się, że przyjeżdża z Niemiec moja siostra Hanna. Wcześniej odwiedzamy ją w jej kraju, by odwiedzić Jarmark Bożonarodzeniowy. Kocham klimat świąt. To taka nasza rodzinna tradycja - podsumowuje.

Personalia:

Wiek: 46 lat

Rodzina: mąż Piotr, córka Ola, syn Damian i ukochana wnusia Oliwia

Kawa czy herbata?
Zdecydowanie kawa z mlekiem. Najlepiej przyrządzona przez męża

Sport: Jazda na rowerze
po okolicy Bartodziej

Ulubiony film:
„Pożegnanie z Afryką”

Podróże:
Boi się latać samolotem, chociaż kilka razy odbyła takie podróże. Kocha polskie morze. Uważa,
że w naszym kraju i w Europie jest wiele pięknych miejsc, do których można dojechać
samochodem :)

Ptasie motywy w mieszkaniu, czyli najmodniejszy trend w urządzaniu wnętrz

Źródło: Dzień Dobry TVN/X-News

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto