Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mój wujek walczył w bitwie o Anglię - wyjawia mieszkanka Wągrowca

Arkadiusz Dembiński
Coraz więcej osób interesuje się historią... własnej rodziny. Jak się okazuje, zagłębiając się w dzieje naszych krewnych można znaleźć wśród nich wiele ciekawych osobowości. Tak jest w przypadku wujka Haliny Wegenkę z Wągrowca.

- Moja rodzina nie pochodzi z Wągrowca. Sama mieszkam tu stosunkowo niedawno, bo od końca lat 90. Pochodzimy z okolic Białegostoku. Do Poznania przyjechałam na studia. Tu poznałam męża. On pochodzi z Wągrowca jednak zamieszkaliśmy, z racji jego stypendium, początkowo w Bydgoszczy. Następnie za nim przeprowadziłam się tu - wyjaśnia pani Halina. Rodzina kobiety na wschodzie Polski przez pokolenia posiadała majątek. Dziejami przodków żony zainteresował się pan Izydor, pasjonat historii. - Żona pochodzi z rodziny Hrynaszkiewiczów. To rodzina ziemska. Jak się okazuje posiadała własny herb, który udało mi się odtworzyć. Ziemię posiadała, jak wynikało z relacji nieżyjących starszych członków rodziny, z nadania królewskiego. Niestety nie udało mi się uściślić dokładniej tej informacji - przyznaje pan Izydor.

Wśród krewnych pani Haliny na szczególną uwagę zasługuje brat jej mamy, Czesław Hrynaszkiewicz. - Urodził się 8 grudnia 1914 roku w Suchym Grodzie. To miejscowość gdzie niegdyś rodzina posiadała właśnie ziemię, gospodarstwo i las. Leży niedaleko Białogostoku - wyjaśnia pan Izydor.
W okresie międzywojennym Czesław Hrynaszkiewicz wstąpił do Szkoły Orląt w Dęblinie.
- Ukończył ją. W 1933 roku rozpoczął służbę w Eskadrze Liniowej Rozpoznania w Krakowie - wyjaśnia pan Izydor. We wrześniu 1939 roku krewny żony pana Izydora doczekał się już stopnia podporucznika.
- Jak wspominał po latach na rodzinnych spotkaniach, w momencie wkroczenia wojsk radzieckich na Kresy Wschodnie dostał rozkaz likwidowania polskich baz lotniczych w tamtym regionie. Sprawne samoloty odprawiał do Rumunii. Te, które nie mogły się poderwać w powietrze i inny sprzęt wchodzący w ich wyposażenie niszczył po to, aby nie wpadł w ręce wroga - tłumaczy Wegenke. Jak się okazuje, podczas jednej z takich misji cudem uszedł przed pojmaniem przez sowietów. - Rosjanie przesuwali się dość szybko. Tak się złożyło, że nie udało mu się i jego podwładnym opuścić miejscowości, którą zajęli żołnierze Armii Czerwonej. Wujek jednak już wcześniej nakazał swoim podwładnym usunąć wszelkie dystynkcje wojskowe z mundurów. Sam zrobił to samo ze swojej skórzanej kurtki lotnika. Jak wspominał, w skórzanych kurtkach w tamtym okresie w skórzanych kurtkach często chodzili także oficerowie radzieccy oraz NKWD. Ta wiedza oraz płynny rosyjski, którym mówił okazały się bezcenne. Jak opowiadał po latach, udało im się wyjechać z rynku, który opanowali Rosjanie, jednak na rogatkach zatrzymał ich patrol. Wujek zachował zimną krew. Ze złością przeklął w stronę patrolu i wypomniał „co robisz, nie widzisz, że radziecki oficer z obstawą jedzie?!”. Tamci przestraszyli się. Stanęli na baczność i zasalutowali. Wujek Czesław po cichu powiedział do kierowcy, aby nie oglądając się wcisnął pedał gazu. Uciekli - wspomina pan Izydor.

Następnie, podobnie jak wielu innych polskich żołnierzy, przedostał się do Rumunii. - Stamtąd cały zabandażowany, pod pokładem stadku został przewieziony do Francji. W momencie ataku Niemiec, we Francji robił to samo co w Polsce. Odpowiadał za likwidację sprzętu na lotniskach. Wreszcie trafił na Wyspy, a dokładniej do Szkocji. Przeszedł kurs na pilota RAF-u. Został wcielony do 317 Dywizjonu Wileńskiego w stopniu kapitana. Tak rozpoczęła się jego bitwa o Anglię - wspomina pan Izydor. Jak tłumaczy, kapitan Hrynaszkiewicz miał okazję latać między innymi na jednym z najsłynniejszych myśliwców tamtego okresu Supermarine „Spitfire”.

- Z jego relacji wynikało, że brał udział także w lotach nad teren III Rzeszy. Co ciekawe słowa wujka potwierdzają także książki. W jednej znalazłem notatkę o jego wyczynie, gdzie wymieniony był z nazwiska. Otóż podczas jednej z misji jego samolot został trafiony z artylerii przeciwpancernej. Wujek mimo uszkodzeń maszyny zdołał jednak bezpiecznie powrócić do bazy - wyjaśnia pan Izydor. - Po wojnie wujek osiadł w Szkocji. Ożenił się z Szkotką. Miał dwójkę dzieci. Przez wiele lat nie dane było mu wrócić do Polski. Dopiero po latach przyjechał. Odwiedził nie tylko rodzinne strony na wschodzie Polski. Dwukrotnie zrobił nam niespodziankę i przyjechał bez zapowiedzi także do Wągrowca - wyjaśnia pani Halina.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto