Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uratowali zwierzęta przed pewną śmiercią [zdjęcia, wideo]

Maciej Ciemny
Cielaki uwiązane były przy oborze bez możliwości schronienia się przed słońcem. Z głodu jadły sznurek od snopowiązałki
Cielaki uwiązane były przy oborze bez możliwości schronienia się przed słońcem. Z głodu jadły sznurek od snopowiązałki Pogotowie dla Zwierząt
Jedna krowa z przejętych przez ekologów sztuk bydła i drobiu ze wsi Lubania-Lipiny (gmina Świekatowo, powiat świecki) zmarła. - Pozostałe zostały odkażone i podano im antybiotyki. Teraz dochodzą do siebie - mówi Grzegorz Bielawski ze stowarzyszenia „Pogotowie dla zwierząt”, które interweniowało w gospodarstwie.

U wejścia do obory znaleźli szkielet cielaka, którego po śmierci zjedli pobratymcy. Krowy były głodne, miały rany od łańcuchów. Właścicielowi, który ignorował opiekę nad zwierzętami, policja może zarzucić łamanie ustawy o ochronie praw zwierząt, za co grozi do trzech lat więzienia. Policjanci czekają na opinię biegłego weterynarza i wtedy podejmą decyzję o postawieniu zarzutów.

Działacze stowarzyszenia pojawili się w Lubani-Lipinach po sygnałach mieszkańców. Jednak wcześniej powiatowi inspektorzy weterynaryjni ze Świecia stwierdzili, że zwierzęta są w dobrej kondycji. - Dlatego zdziwiłem się, gdy dowiedziałem się o kolejnej interwencji - nie ukrywa Marek Topoliński, wójt Świekatowa, który wcześniej alarmował służby powiatowe.Rolnikowi ze wsi Lubiana-Lipiny (powiat świecki) odebrano zwierzęta. Wygłodniałe bydło miało głębokie rany od gorących łańcuchów.

W gospodarstwie, w asyście policji, pojawili się przedstawiciele „Pogotowia dla zwierząt”. - Dostaliśmy sygnały od mieszkańców - mówi Grzegorz Bielawski ze stowarzyszenia ekologów. - Zwierzęta były trzymane na łańcuchach. Część była przywiązana pod oborą, reszta w środku.

Zgodnie z przepisami ustawy prawo o ochronie zwierząt cielaki można przywiązywać do łańcucha tylko przez godzinę dziennie. - I to w porze karmienia - uściśla Bielawski. - Niestety, świadomość przepisów jest nikła wśród gospodarzy, ale nie lepiej jest wśród policjantów i sędziów.
Bydło we wsi Lubiana-Lipiny, które w sobotę zabrali aktywiści „Pogotowia dla zwierząt” miało kilkucentymetrowe rany od stale założonych łańcuchów, które w trakcie upałów mogą rozgrzewać się nawet do kilkudziesięciu stopni. - Mięso już gniło i było całe w muchach i larwach - opisuje Bielawski.

Nie obyło się bez pomocy straży pożarnej. Druhowie musieli opróżnić zbiornik z wodą deszczową, do którego wpadły kury. Według aktywistów stowarzyszenia przebywały tam od około dwóch tygodni. Również zostały przez nich zabrane.Teraz sprawą zajmują się funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Świeciu.
- Wszczęliśmy postępowanie, w efekcie którego rolnikowi mogą zostać postawione zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Grozi za to kara do 3 lat więzienia - mówi komisarz Tomasz Krysiński. - Czekamy na opinię weterynarza na temat stanu zwierząt.Jeden był już obecny w trakcie sobotniej interwencji.

- Zwierzęta nie miały dostępu do wody, były wiązane na krótkich łańcuchach. Niedożywione i utrzymywane na warstwie odchodów żyły od dłuższego czasu. Należało je natychmiast zabrać - twierdzi Ewa Burdzy, weterynarz z Pruszcza.Innego zdania byli inspektorzy weterynaryjni, którzy w tym gospodarstwie pojawili się dwa tygodnie wcześniej na wezwanie wójta Marka Topolińskiego.

Wszczęli jedynie postępowanie administracyjne, które miało zmusić rolnika do poprawy warunków bytowania bydła. - Inspektorzy ocenili jednak, że zwierzęta były w dobrej kondycji. Teraz nasze postępowanie zostanie siłą rzeczy umorzone - mówi Katarzyna Wolska, powiatowy lekarz weterynarii w Świeciu. - Inspektorzy weterynaryjni są jak lisy pilnujące kurnika. Praktycznie nigdy nie stwierdzają, że zwierzęta trzeba zabrać. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale to powszechna praktyka - wzdycha Bielawski.

„Pogotowie dla zwierząt” dostaje tyle sygnałów, że z trudem realizuje wszystkie interwencje: - Na patrole prewencyjne zwyczajnie brakuje nam pieniędzy i czasu.
W zeszłym roku musieli przejąć np. 300 koni. Z ich doświadczeń wynika, że przykłady znęcania się nad zwierzętami dotyczą po połowie domowych milusińskich i tych z gospodarki. - Mniej jedynie znęcamy się nad egzotycznymi okazami. Może dlatego, że ich właściciele naprawdę świadomie ich pragnęli.

Zdaniem Bielawskiego do rażącej sytuacji we wsi Lubiana-Lipiny doszło z powodu choroby alkoholowej gospodarza. - Przecież nawet podczas interwencji musieli go dowozić policjanci, bo pił pod sklepem. Ewidentnie sobie nie radzi z życiem. Ale nie zawsze tak jest. Sam nie wiem, skąd się to bierze. Może po prostu z braku empatii? - zastanawia się i opowiada o sytuacjach z tegorocznego lata, gdzie rolnicy wyganiali krowy na wyschnięte pastwiska. - Nie miały schronienia przed słońcem i mało który gospodarz postawił im wannę z wodą. Przecież to też jest znęcanie! Warto o tym pamiętać, zwłaszcza że rolnicy mają dotacje na stawianie np. wiat na łąkach. Mają dość pieniędzy, żeby o zwierzęta należycie dbać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na swiecie.naszemiasto.pl Nasze Miasto