Mieszkanie jest teraz zupełnie puste. Włączam telewizor, by coś do mnie mówiło. Najgorsza jest ta cisza - powiedziała nam żona zmarłego, pani Stefania.
Edward Dominiak pochodził ze Srebrnej Góry. Po ślubie zamieszkał z żoną w Wapnie, gdzie pracował w miejscowej kopalni jako ślusarz- spawacz. - Po katastrofie w Wapnie, w 1977 roku musieliśmy opuścić miejscowość. Zostaliśmy przydzieleni do Wągrowca i byliśmy oboje z tego faktu zadowoleni. Pokochaliśmy to miasto. W końcu mąż mieszkał tu już ponad 40 lat - mówi.
Kiedy małżeństwo zamieszkało w stolicy naszego powiatu, pan Edward nie miał jeszcze osiągniętego wieku emerytalnego. Podjął więc pracę w delegacji. Najpierw był w Częstochowie, później przez cztery lata pracował w kopalni w Niemczech. Następnie pracował m.in. w Koninie czy Kłodawie.
Jak mówi żona, pan Edward był raczej spokojnym człowiekiem. - Rządziliśmy równo, choć to ja załatwiałam wszystkie sprawy, na przykład związane z rachunkami. W naszym małżeństwie nikt nigdy niczego nie narzucał - mówi.
Mężczyzna był świetną „złotą rączką”. - Tak, to zdecydowanie był typ majsterkowicza, który czego by się nie dotknął, to naprawił. Brakuje mi go. Niedługo po śmierci popsuł mi się zamek. Edward na pewno by go z łatwością zreperował - mówi pani Stefania.
Małżeństwo zeszłego roku wspólnie obchodziło 80 urodziny. - Oboje jesteśmy z listopada. To była sobota, akurat sprzątaliśmy mieszkanie, a tu zadzwonił dzwonek do drzwi. To były nasze dzieci z tortem - wspomina pani Stefania i dodaje: - W lutym mielibyśmy sześćdziesiątą rocznicę ślubu. Pewnie też byłaby impreza...
Edward Dominiak doczekał się dwójki dzieci oraz trzech wnuczek. - Kochał rodzinę. Kiedy nasze dzieci były małe, to ja się nimi opiekowałam, bo mąż bardzo dużo pracował. Natomiast wnuczki stały się jego oczkiem w głowie. Choć dzisiaj są to już dorosłe dziewczyny, były wielką dumą dziadka. Jedna wnuczka studiuje medycynę. Edward zawsze mówił do niej, że kiedyś go wyleczy... - wspomina.
W wolnych chwilach wągrowczanin interesował się polityką. Jak opowiada małżonka, bardzo lubił wiedzieć co dzieje się w Polsce i na świecie i codziennie śledził wiadomości w telewizji.
- Był także typem domatora. Trudno go było gdzieś wyciągnąć. Raczej wolał, by dzieci przyjeżdżały do nas niż my do nich. A zarówno syn Wiesław jak i córka Beata mieszkają po sto kilometrów od Wągrowca. Co niedzielę chodził na 7 rano do kościoła, gdzie spotykał się z kolegami. Jeszcze w zeszłym roku w sylwestra była u nas rodzina. Edward życzył sobie, byśmy wszyscy spotkali się w takim składzie za rok. Niestety jego zabrakło - mówi.
Pani Stefania wspomina, że ostatnie Boże Narodzenie było zupełnie inne niż wszystkie. - Przy stole zabrakło mojego męża. Towarzystwa dotrzymali mi córka, zięć i siostra - podsumowuje pani Stefania.
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?