Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyjątkowe Boże Narodzenie. Mieszkańcy wspominają święta, które szczególnie zapadły im w pamięci

Monika Dziuma
W święta spełniają się marzenia. To czas pełen magii i pięknych wspomnień. Zapytaliśmy mieszkańców naszego powiatu, czy zapadło im w pamięci jedno, wyjątkowe Boże Narodzenie i co się wtedy wydarzyło.

Już za kilkadziesiąt godzin zasiądziemy do stołu wigilijnego. Będziemy dzielić się opłatkiem, śpiewać kolędy w gronie najbliższych. Niewykluczone, że nie zabraknie także wspomnień... Święta to magiczny czas, jednak każdy ma także takie szczególne, które, choć minęły od nich już dziesiątki lat, są dla nas wyjątkowe, utkwiły w pamięci... Zapytaliśmy o nie mieszkańców naszego powiatu.

- Szczególnie miło wracam do moich świąt z okresu dzieciństwa, gdy chodziłam jeszcze do szkoły podstawowej. U nas w domu zawsze było gwarno, gdyż pochodzę z wielodzietnej rodziny. Łącznie było nas siódemka rodzeństwa. Pamiętam, że u mnie w domu święta zawsze pachniały piernikiem. Piekło się je już przed świętami wraz z mamą. Choć czasem były koślawe i tak trafiały do pieca. Następnie pierniki u nas w domu były przechowywane w kartonach po margarynie - wspomina tamte święta sprzed kilkudziesięciu lat Grażyna Szymkowiak z Potrzanowa pod Skokami. Jak wyjawia, nieodzownym elementem świąt w jej domu rodzinnym przed laty była także potężna choinka aż do sufitu. - Dziś choinki oświetlają lampki elektryczne. Kiedyś były to świeczki. Pamiętam, że pewnego razu od jednej zaczęła palić się choinka. Na szczęście tata w porę dostrzegł niebezpieczeństwo i ugasił pożar w zarodku miską wody. Przed kilkudziesięciu laty pomarańcze były rarytasem. Nie było takiego dostatku jak dziś. Jednak rodzice zawsze jakoś zdobyli choć kilka sztuk. Z racji, że było nas siedmioro, pomarańcze często były dzielone. Ten smak choć kilku kawałeczków był jednak niezapomniany... A w pierwszy dzień świąt tradycją u nas zawsze był kulig. Niegdyś śniegu było więcej niż aktualnie. Schodzili się sąsiedzi. Zaprzęgano konie do sań i jechaliśmy... - wspomina z uśmiechem pani Grażyna.

Wspomnienie związane z choinką ma również wągrowczanin Bogdan Kasprzykowski. - Miałem 13, może 14 lat. Mama tradycyjnie zajęła się przygotowaniem świątecznych dań, a do nas - dzieci należały sprawy związane z choinką. Poszliśmy po nią do lasu, bo to nie było jak dziś, że choinkę się kupuje. Najpierw jednak zaczęliśmy przygotowywać ozdoby: orzechy, jabłuszka i cukierki w kolorowych papierkach. Kiedy drzewko było już w domu, zaczęliśmy je ubierać. Nie było lampek, tylko prawdziwe świeczki. Kiedy dumni za swojej pracy poprosiliśmy mamę, ta zaczęła krzyczeć. Okazało się, że ogień ze świeczki rozprzestrzenił się na firankę - wspomina pan Bogdan.

Święta sprzed lat szczególnie miło wspomina Tomasz Bociański, znany wągrowiecki chirurg. - Gdy jest się dzieckiem, święta mają niezapomniany, magiczny klimat. Szczególnie gdy jest się jeszcze na tyle małym, że wierzy się, że prezenty przynosi do nas Gwiazdor, a nie rodzice czy przebrany wujek. Dobrze pamiętam kiedy sam przed laty zdemaskowałem „wuja- gwiazdora”. Zdradził go zegarek - wspomina pan Tomasz.

Rodzinne święta szczególnie miło wspomina także Mariusz Dębski, strażak z Wągrowca, aktualnie komendant powiatowy w Gnieźnie.

- Zwykle święta spędzamy w gronie rodzinnym. Kilka lat temu zdarzyły się jednak szczególne święta. W tak szerokim gronie nie spędzamy ich często. Poza bratem, do nas do rodzinnego domu zjechało bardzo wiele osób... dom pękał w szwach. Było wspólne śpiewane kolęd. Nie zabrakło oczywiście także Gwiazdora dla najmłodszych. Z przebieraniem się za Gwiazdora u nas w domu wiąże się jeszcze inna historia z 2013 lub 2014 roku. Akurat w Wigilię nie miałem służby, jednak pełniłem dyżur oficerski. W takim przypadku zawsze musiałem być pod telefonem na wypadek gdyby coś się wydarzyło. Telefon zadzwonił w momencie kiedy przebrany za Gwiazdora rozdawałem prezenty dzieciom brata. Musiałem jakoś szybko wybrnąć z sytuacji. Powiedziałem, że gwiazdorek musi odebrać telefon, bo dzieje się coś ważnego. Tak rzeczywiście było. Straż otrzymała bowiem wezwanie do pożaru mieszkania w Gołańczy. Wytłumaczyłem dzieciom, że tym razem Gwiazdor musi jechać szybciej do innych dzieci, które także na niego czekają. Gdy wyszedłem, nie było zbytnio czasu na przebieranie się. Częściowo ubrany w strój św. Mikołaja ruszyłem na akcję - wspomina dziś z uśmiechem tamte chwile pan Mariusz.

Wągrowczanka Mariola Nowakowska także wspomina swoje najpiękniejsze święta. Choć nie były one przepełnione radością, zapadły w jej pamięci na zawsze. - To było zaraz po urodzeniu mojej córki. Ale nie przyjście dziecka na świat było powodem zapadnięcia ich na długo w pamięć. W siódmym tygodniu życia Małej zaczęły się problemy zdrowotne. Lekarze długo diagnozowali jej stan. To była straszna walka. Mieszkanie w szpitalu, pierwszy śnieg za oknami i ta niemoc, gdy cały świat przygotowywał się do świąt. Córkę wypisano ze szpitala dokładnie 24 grudnia około godziny 13. Wróciłyśmy do domu, który nie był przystrojony, a o prezentach i wymyślnych potrawach świątecznych nikt nawet nie pomyślał. Ale tyle szczęścia świątecznego nie czuliśmy nigdy w życiu. Byliśmy razem, w naszym domu - opowiada ze wzruszeniem pani Mariola.

Pewne święta Bożego Narodzenia szczególnie zapadły w pamięci Anicie Bagrowskiej z Gołaszewa. Te jednak kojarzą się tylko dobrze. - To było 24 lata temu, w pierwszy dzień świąt. Pojechałam na dyskotekę do Mieściska i.. poznałam na niej chłopaka, który później został moim mężem. Wcześniej kojarzyłam go ze szkoły, ale właśnie w święta się do siebie zbliżyliśmy. To był czas, kiedy nie było jeszcze telefonów komórkowych. Z Waldemarem umówiliśmy się na kolejne spotkanie. Po pięciu latach wzięliśmy ślub, a Boże Narodzenie jest dla nas magicznym czasem, w którym wspominamy dzień naszego poznania. Za każdym razem przeżywmy je bardzo radośnie - powiedziała nam pani Anita.

W pamięci wągrowczanki Wiesławy Maćkowiak zapadły święta w1981 roku.
- Mieszkaliśmy z mężem niedaleko Czarnkowa. On był leśniczym, a ja nauczycielką. Z racji zawodu mojego męża, mieliśmy w domu najpiękniejszą choinkę, którą przywoził na sankach w samą Wigilię. Tego roku ogłosili stan wojenny. Do nas na Wigilię miał przyjechać mój brat z żoną. Oczywiście trzeba było mieć specjalną przepustkę, by wyjechać z Wągrowca. Mąż napisał specjalne pismo do urzędu, w którym oznajmił, że dzieci nie wyobrażają sobie Bożego Narodzenia bez cioci i wujka, z którymi są bardzo zżyci. Dostaliśmy odpowiednie pozwolenie - opowiada.

Ile kalorii mają świąteczne potrawy? Zobacz film

Źródło: Agencja TVN - x- news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto