Czy ktoś zastanawiał się kiedyś na czym polega zawód organisty? To - jak się okazuje - wbrew pozorom wcale niełatwy „kawałek chleba”, ale ciężka praca fizyczna, której sprostać są w stanie tylko osoby z prawdziwym powołaniem!
Do takich osób - bez dwóch zdań - należy Katarzyna Ardasińska, która na co dzień mieszka w Bydgoszczy, ale kilka razy w tygodniu przyjeżdża do parafii św. Anny w Jaktorowie (gm. Szamocin), gdzie gra na kościelnych organach.
Jako organistka występuje również w kościele w Lipiej Górze, który należy do tej samej parafii.
Katarzynę Ardasińską od dziecka ciągnęło do klawiszy i zawsze pragnęła grać na jakimś instrumencie. Rodzice rozumieli to i zapisali ją na naukę gry na pianinie.
- Już jako 6-letnia dziewczynka uczyłam się grać na pianinie. Naukę kontynuowałam przez 7 kolejnych lat, ale potem zrobiłam sobie kilkuletnią przerwę - opowiada pani Katarzyna.
Do instrumentu wróciła, gdy w jej rodzinnej parafii pw. Matki Bożej Fatimskiej w Bydgoszczy zawiązał się młodzieżowy zespół muzyczny, który uświetniał grą śpiewem porządek mszy świętych.
- Wtedy zauważył mnie kościelny organista i poprosił, abym zastępowała go przy organach podczas nabożeństw dla młodzieży, bo wtedy nie było wiele grania - opowiada.
Pani Katarzyna zgodziła się i od razu zauważyła, że gra na pianinie i organach to dwa różne światy.
- Gra na organach to ciężka praca fizyczna, przy której nie tylko pracują ręce na klawiaturze, ale także nogi , które przyciskać muszą szeroko rozstawione pedały. Z tego względu podczas mszy muszę, jak to zwykle mówię, sporo się „nabiegać”. Na pewno robię jakieś kilka kilometrów - opowiada Katarzyna Ardasińska.
Zanim opanowała organy musiała sporo ćwiczyć. Bywało, że non stop grała nie tylko w kościele, ale i w domu, na - jak mówi - 25 letnim keyboardzie, którego używa zresztą do teraz w kościele w Lipiej Górze, gdyż tam organy są nieczynne.
- Żadnej pieśni nie zagram dwa razy tak samo. Podczas gry improwizuje i dodaje zawsze coś od siebie. Tylko w ten sposób mogę zaangażować ludzi do śpiewania, na czym przecież polega moja rola - mówi. A największą dla niej pochwałą jest to, jak ludzie głośno śpiewają w kościele. Katarzyna Ardasińska nie wyobraża sobie życia bez dźwięku kościelnych organów. To jest jej pasja i powołanie.
- Gdybym tego nie lubiła, to nie mogłabym być organistą - mówi, bo - jak podkreśla - organista musi być w ciągłej gotowości - tak trochę, jak strażak. Prawie zawsze, z wyjątkiem choroby czy urlopu, musi być dyspozycyjny.
Pani Katarzyna kończy właśnie Studium Organistowskie, po ukończeniu którego będzie dyplomowanym organistą. Jest też magistrem teologii i dawniej uczyła w szkole dzieci religii. Dotychczas ze swojej pracy organisty najlepiej wspomina grę na instrumencie w kaplicy Cudownego Obrazu na Jasnej Górze, a jej ulubiona pieśń to „Jezus najwyższe imię”.
- Pani Kasia to niezwykle zdolna i pomocna osoba. Niezastąpiona w naszej parafii - o organistce mówi proboszcz Andrzej Białczyk z Jaktorowa.
Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?