Za nami już ponad 200 dni wojny w Ukrainie. 24 lutego 2022 roku Rosja zaatakowała naszego sąsiada. Od tamtego momentu, szczególnie na wschodzie kraju, trwają walki. Przed okrucieństwem wojny do Polski uciekło wielu Ukraińców. Wielu schronienie znalazło w Wągrowcu, Skokach i innych miejscowościach powiatu wągrowieckiego.
Z Wągrowca na Ukrainę po bliskich uchodźców
Za wschodnią granicą naszego państwa wielu pozostawiło jednak cały czas swoich bliskich. Właśnie po krewnych uchodźców, którzy schronienie znaleźli w stolicy powiatu wągrowieckiego, kilka tygodni temu do Ukrainy wyruszył Remigiusz Priebe, na co dzień wiceburmistrz Wągrowca.
ZOBACZ TAKŻE
- Na początku wojny uciekli oni z Charkowa - tuż przed tym, jak blok, w którym mieszkali, został zniszczony przez rosyjskie bomby. Ostrzeliwaną, 130-kilometrową drogę do Połtawy pokonywali przez kilkanaście godzin. Niestety, z powodu bliskości frontu, również tam nie czuli się bezpiecznie. Z pewnych jednak względów nie mogli samodzielnie ruszyć w dalszą podróż na zachód – wspomina tamte chwile Priebe.
Aby do Polski przywieźć nie tylko rodziców i babcię uchodźców, ale i jak najwięcej pozostawionego na Wschodzie mienia, w tym samochód, wągrowczanin na obszar objęty wojną wyruszył autobusem, wykorzystując kilka dni urlopu. Do Połtawy miał 1500 kilometrów.
16 sierpnia, o godzinie 13. wyruszył z Poznania. Po kilku przesiadkach, po 28 godzinach, późnym popołudniem 17 sierpnia dotarł na miejsce.
ZOBACZ TAKŻE
- Że wjeżdżam do kraju ogarniętego wojną, mogłem zauważyć już przy odprawie paszportowej, bowiem wielu strażników granicznych jest uzbrojonych w broń długą, czyli karabiny. W samej natomiast Ukrainie co kilkadziesiąt kilometrów mijałem tzw. blokposty, czyli zabezpieczone betonowymi zaporami i workami z piaskiem punkty kontroli, na których żołnierze uważnie sprawdzają przejeżdżające samochody. Ufortyfikowane punkty (choć nie zawsze obsadzone wojskiem) dało się zauważyć także przy wszystkich krytycznych elementach infrastruktury komunikacyjnej, takich jak mosty czy ważniejsze skrzyżowania – relacjonuje Priebe.
Połtawa, która była celem jego podróży leży około 300 kilometrów na wschód od stolicy Ukrainy – Kijowa. Jak przyznaje wągrowczanin jest to miasto odrobinę mniejsze od Bydgoszczy.
Alarm bombowy
-Jest nowoczesne i na wskroś europejskie, praktycznie już bez śladów radzieckiej przeszłości. Nie różni się w zasadzie od podobnych miast w Europie Środkowej i mogłoby z powodzeniem leżeć w Polsce czy Czechach. Sami zaś połtawianie zdają się wieść spokojne życie, podobne do naszego…
ZOBACZ TAKŻE
- Jak bardzo są to tylko pozory przekonałem się już pierwszej nocy. Około godziny 3. obudziły mnie przeraźliwie wyjące w całym mieście syreny alarmu. Myślę, że dokońca życia nie zapomnę tego dźwięku i uczuć, które wywołuje - niepokoju, dezorientacji i poczucia totalnej bezradności. Człowiek wpatruje się z obawą w niebo i nie ma pojęcia co robić – opisuje tamte wydarzenia Priebie i dodaje: - Kłębi się milion myśli. Czy zaraz spadną rakiety? Gdzie spadną? Skąd nadlecą? Czy uciekać, a jeśli tak, to dokąd? Czujesz się, jakbyś był w środku jakiejś postapokaliptycznej gry, która jednak dzieje się naprawdę. I w której stawką jest być może twoje życie, tylko jedno, to prawdziwe...
Jak wspomina, tego rodzaju alarmy w Połtawie są na porządku dziennym. Jak wynika z relacji mieszkańców, z którymi rozmawiał, jest ich od kilku do nawet kilkunastu w przeciągu doby.
Powrót do Wągrowca
W drogę powrotną do Wągrowca, za kierownicą 26-letniego opla astry, z trzyosobową rodziną z Ukrainy pan Remigiusz ruszył 19 sierpnia wczesnym rankiem. Wybrał inną drogę niż ta, którą jechał autobusem. Krótszą, jednak prowadzącą przez okolice niezwykle dotkniętej wojny Buczy.
- Dzięki temu, między innymi w okolicach Buczy na własne oczy mogłem zobaczyć pozostałości "bitwy kijowskiej" - spalone czołgi i transportery opancerzone, zniszczone ciężarówki, zburzone domy. Wstrząsający widok. Postanowiłem jednak nie robić zdjęć takich miejsc, wydało mi się to niestosowne - w końcu każde z nich wiąże się z ludzką tragedią, często ze śmiercią – przyznaje.
Po 13 godzinach podróży wysłużony opel astra dotarł do granicy ukraińsko-polskiej. Tu czekało ich jednak 15-godzinne oczekiwanie na odprawę.
- Bez dostępu do bieżącej wody i toalety. Zwyczajnie było mi (chyba po raz pierwszy w życiu) wstyd za Unię Europejską, że w XXI wieku nie potrafi zorganizować sprawnej odprawy granicznej. Kiedy znaleźliśmy się w końcu na polskiej ziemi, z całej naszej czwórki spadło ogromne napięcie i popłynęły łzy szczęścia. W takich chwilach, gdy widzisz w oczach drugiego człowieka tak ogromną wdzięczność, wiesz że było warto wyjść ze swojej strefy komfortu i podjąć trochę ryzyka, by uczynić świat odrobinę lepszym – przyznaje.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?