Rocznica ślubu stała się okazją do wielu wspomnień, tych dotyczących okoliczności poznania się państwa Szczeszków, jak i choćby samej organizacji wesela.
– Mąż służył u Niemca w majątku, a ja tam często przychodziłam – wspomina pani Ludwika. – Gdy tylko Niemcy wynieśli się z Chobienic, postanowiliśmy się pobrać. Mąż miał siedmioro rodzeństwa, ja trzy siostry. Śluby w tym czasie odbywały się bez zbędnych ceregieli. Każdy, co miał, to dawał na stół, a wesela odbywały się w domach. Ślub braliśmy dokładnie w środę 30 kwietnia 1945 roku. Przed południem pojechaliśmy do Siedlca wziąć ślub cywilny, a po południu w kościele w Chobienicach odbył się kościelny. Pogoda tego dnia była bardzo ładna. Dzięki temu wesele się udało. W przeciwnym razie goście nie mieliby się gdzie bawić. Wesele urządziliśmy w moim domu rodzinnym. Jedliśmy i tańczyliśmy w jednym pokoju. Gdy były tańce, stoły wynosiliśmy na zewnątrz. Jak przyszliśmy z kościoła, zjedliśmy obiad, a na kolację były kanapki. Do tańca grał mąż, jego brat i ojciec. Podobnie było na spotkaniu jubileuszowym, które odbyło się w sali wiejskiej w Chobienicach. Tam grali nasi wnukowie – Witold Szczeszek na harmonii i Błażej Szulc na saksofonie. Byli tylko najbliżsi, a i tak zebrało się czterdzieści osób. Warunki do zabawy były o wiele lepsze niż na naszym ślubie, no i mamy mnóstwo zdjęć, bo na naszym weselu fotografa nie było.
Państwo Szczeszkowie wychowali czworo dzieci, z których do dziś żyje troje. Marian mieszka w Zbąszyniu, a Irena i Stanisław w Chobienicach. Mają też pięcioro wnuków i trzynaścioro prawnuków. Pierwsze lata po ślubie nie należały do łatwych.
– Zaraz po ślubie, w maju, męża zabrano do wojska – mówi pani Ludwika. – Po jego powrocie przeprowadziliśmy się do Karszyna, gdzie mąż pracował jako stróż. Gdy tam praca się skończyła, wróciliśmy do Chobienic.
Wówczas pani Ludwika zajmowała się domem, a jej mąż pracował w cegielni w Perzynach, a później w melioracji.
Postanowili zbudować dom. – Cegły na dom z rozbiórki zwoziliśmy aż spod Babimostu. Każdą trzeba było opukać i wrzucić na furmankę – wspomina pani Ludwika.
Pan Franciszek przez wiele lat służył także w Ochotniczej Straży Pożarnej w Chobieni-cach, której do dziś jest honorowym członkiem.
Oboje, pomimo sędziwego wieku, są bardzo pogodnymi i otwartymi ludźmi, a pytani o receptę na tak długie wspólne i szczęśliwe życie, odpowiadają zgodnie, że trzeba nauczyć się sobie ustępować nawzajem.
Jak przygotować się do rozmowy o pracę?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?