Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak wągrowczanie wspominają szkołę?

Arkadiusz Dembiński
Już jutro rozpoczęcie roku szkolnego.

Uczniowie ubolewają nad kończącymi się wakacjami, dorośli z sentymentem wspominają szkolne lata... - Lubiłam chodzić do szkoły. Uczyć się. Jednak chyba jak każde dziecko smuciłam się kiedy wakacje dobiegały końca i było trzeba wrócić do szkolnej ławy - przyznaje z uśmiechem Irena Grochowska z Wągrowca, która po latach nauki sama związała się z oświatą. Jak wspomina pani Irena, początkowo do szkoły miała dosłownie przez płot. - Mieszkałam w Morakowie. Pierwsze klasy były u nas na miejscu. Później jednak było trzeba chodzić do szkoły do Czeszewa. Drogę pokonywało się pieszo nawet zimą - wspomina emerytowana przedszkolanka. Po podstawówce pani Irena trafiła do liceum pedagogicznego do Torunia. - Poziom w szkole był wysoki. Zajęcia prowadzili nauczyciele, którzy byli jednocześnie wykładowcami na uniwersytecie. Pamiętam, że wszyscy chodziliśmy w jednakowych mundurach nawiązujących wizerunkiem do tych marynarskich. Nasza szkoła była pod jej egidą - opowiada pani Irena. Jak przyznaje, była pilną uczennicą jednak jedyne wagary zapadły jej w pamięci do dziś. - Była to ucieczka nie z samej szkoły lecz z internatu, z którego po pewnej godzinie także nie można było nam wychodzić. Tego dnia w pobliskim technikum była zabawa. Kilka dziewczyn postanowiło iść mimo zakazu kierownictwa internatu. Pamiętam, że pomógł nam woźny, który wypuścił nas przez magazynek węgla. Niestety, niektóre koleżanki wpadły. Ja wpadłam ma pomysł ze zrobieniem kukły, którą położyłam na moje miejsce w pustym łóżku. Kiedy kierowniczka internatu przechodziła i sprawdzała czy w pokojach jest komplet uznała, że jestem i głęboko śpię - wyznaje dziś z uśmiechem pani Irena.

Kontakt ze szkołą zanim do niej trafił miał natomiast Remigiusz Priebe, aktualnie asystent burmistrza Wągrowca.

- Jestem dzieckiem nauczycielskim, więc pierwsze szkolne wspomnienia mam jeszcze z lat… przedszkolnych. W tamtych, prehistorycznych już czasach, szkoły podstawowe były przepełnione i pracowały nawet do godziny 20-tej. Moja mama-nauczycielka zabierała więc mnie popołudniami z przedszkola do swojej pracy, sadzała w pierwszej ławce, dawała kartkę i długopis i mówiła „porysuj sobie”. Sama w tym czasie godzinami prowadziła lekcje matematyki, pisząc na tablicy całkowicie niezrozumiałe dla mnie ciągi cyfr i znaków. Nuuuda straszna, zwłaszcza dla kogoś pozbawionego, tak jak ja, plastycznych talentów. Od najmłodszych zatem lat szkolna ławka kojarzyła mi się z prawdziwymi katuszami. Gdy w końcu sam zacząłem chodzić do szkoły, ta moja opinia o niej ulegała powoli zmianie. Nie, nie - nie dlatego, że polubiłem siedzenie w szkolnej ławce. Miałem to szczęście, że nauka przychodziła mi łatwo, może nawet zbyt łatwo, więc zawsze była na dalszym planie. Szkołę polubiłem dlatego, że spotkałem tam naprawdę fajnych, ciekawych, a często i niezwykle oryginalnych rówieśników. Byłem tak zwanym „dzieckiem z kluczem na szyi”, więc z koleżankami i kolegami z klasy spędzałem zdecydowaną większość wolnego czasu. Nawzajem się wychowywaliśmy, przeżywaliśmy przygody, organizowaliśmy wyprawy, pokonywaliśmy słabości, hartowaliśmy ducha, dojrzewaliśmy i usamodzielnialiśmy się. Te fantastyczne wspomnienia mam dziś dzięki szkole, w której mogliśmy się poznać - przyznaje Priebe.
Więcej czytaj w "Tygodniku Wągrowieckim"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto