Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak wspominamy Jerzego Mianowskiego? Dziś pogrzeb znanego wągrowieckiego dziennikarza

Arkadiusz Dembiński
Arkadiusz Dembiński
Po walce z długą i ciężką chorobą w środę rano zmarł jeden z najbardziej znanych dziennikarzy nie tylko w powiecie wągrowieckim, ale i całej Wielkopolsce, współzałożyciel i redaktor naczelny „Głosu Wągrowieckiego” Jerzy Mianowski. Dziś w Wągrowcu odbędzie się jego pogrzeb.

W niedzielę w galerii MDK w Wągrowcu świętował swój benefis 30-lecia pracy dziennikarskiej. To właśnie z tej działalności znało go najwięcej osób. Jerzy Mianowski to współzałożyciel i wieloletni redaktor naczelny „Głosu Wągrowieckiego”. Niestety w ostatnich latach zmagał się z ciężką chorobą. Walczył. Nie poddawał się. Pisał, komentował na łamach swego tygodnika. W środę ukazał się kolejny numer „Głosu Wągrowieckiego”. Jednak już bez komentarza redaktora naczelnego... W nocy z wtorku na środę odszedł do Domu Ojca w wieku 70 lat. Mianowski poza pracą dziennikarską dał się poznać także jako działacz społeczny. Angażował się w życie lokalnej społeczności. Był jednym z założycieli Wągrowieckiego Stowarzyszenia Społeczno-Kulturalnego im. Stanisława Przybyszewskiego.

Działał także w Związku Harcerstwa Polskiego. Przez kilka lat był komendantem hufca Wągrowiec. W ostatnich latach angażował się w pracę kręgu seniora „Damy Radę” ZHP w Wągrowcu.

Jerzy Mianowski był także członkiem wągrowieckiego bractwa kurkowego. Wielkim pasjonatem fotografii i podróży.

Jurek na zawsze pozostanie w naszych wspomnieniach...

- Jurek wszystko robił z sercem, był pasjonatem. To dzięki niemu dostrzegłem, jak wspaniałe potrafią być dzieciaki ze szkoły specjalnej, w której był nauczycielem, a później i dyrektorem. Trochę wstyd się przyznać, bo choć moja szkoła graniczyła przez płot z „piątką”, to między uczniami zawsze był mur, nie tylko z cegieł. Jurek był więc dla mnie burzycielem murów, tym który uczył, żeby dostrzegać w innych, to co na pierwszy rzut okiem niewidoczne. Był więc nie tylko moim szefem, ale i pedagogiem życia. Otworzył mi oczy i serce na miasto i jego mieszkańców. Mam wrażenie, że Jurek nigdy nie odpoczywał. Gdy wracałem pociągiem ze studiów, światło w jego gabinecie świeciło się i po północy. Nieraz otrzymywałem wiadomości o czym warto napisać i o drugiej, trzeciej w nocy. Był tytanem pracy. Chcę go jednak pamiętać z niemal rodzinnych spotkań w redakcji przy kawie i torcie, czy to z okazji jego urodzin, czy naszych. Szefa, który przede wszystkim był człowiekiem wielu pasji. Dziś mieszkam w Edynburgu, ale gdy wracałem do Wągrowca, zawsze odwiedzałem Jurka i redakcję. To jego miłość do miasta i gazety oraz zaangażowanie zatrzymało mnie w „Głosie” na 12 lat, a sercem nigdy go nie opuściłem - przyznaje były wieloletni dziennikarz „Głosu Wągrowieckiego” Mariusz Kutka.

- Jurek - człowiek z poczuciem humoru, dociekliwy, nie bojący się trudnych wyzwań. Ale przede wszystkim posiadający wiarę w drugiego człowieka. Dający szansę sprawdzenia się wielu młodym ludziom, to spod jego skrzydeł wyszło wielu dziennikarzy, później pracowników samorządowych czy agencji PR. Pogodny, z ojcowską cierpliwością pozwalającym młodym adeptom dziennikarstwa na popełnianie swoich własnych błędów. Ale też opiekun, dzielący się swoim doświadczeniem i wiedzą. Człowiek, któremu zależało na mieście i powiecie, jak mało komu. Mimo choroby nigdy nie ustał w śledzeniu spraw ważnych dla mieszkańców, swoich przyjaciół, kolegów, sąsiadów. To dzięki niemu zainicjowano kilka nagród i wyróżnień dla przyjaciół Wągrowca. I tu warto dodać, że był wielkim orędownikiem współpracy międzynarodowej, nawet a może przede wszystkim gdy polegała ona na nie raz trudnym pojednaniu i rozliczeniu historii - przyznaje była dziennikarka „Głosu” Barbara Wicher.

- Był moim guru, gdy przed wieloma laty zacząłem coś tam pomieszczać na łamach „Głosu”…. Zastanawiałem się, skąd się to jemu bierze. Myśli przelewał na papier z lekkością motyla, łowił myśli, niczym wytrawny wędkarz ryby, a do tego jeszcze te wyszukane puenty… Jego felietony czytywało się zazwyczaj z zapartym tchem. A wszystko to czynił dla wągrowczan, bo jak mówił - pokochał to miasto całym sercem, duszą i ciałem z jego wszystkimi niedoskonałościami. Tutaj chciał zostać do końca… pozostał… i pozostanie w pamięci ludzkiej, bo są drzewa, których nie da wyrwać się z korzeniami - przyznaje Zbigniew Grabowski, regionalista z Wapna, który publikował także na łamach „Głosu”.

Słów uznania pod adresem Jurka nie kryją jednak także inni dziennikarze. - Gdy o nim myślę, to z jednej strony niby zawsze byliśmy po dwóch stronach barykady - On twórca i redaktor naczelny „Głosu Wągrowieckiego”, a ja zawsze w konkurencyjnych tytułach, najpierw w „Przeglądzie Pałuckim”, potem stworzyłem i przez lata szefowałem „Tygodnikowi Wągrowieckiemu”. Mimo to szanowaliśmy się i lubiliśmy, z czasem coraz bardziej… Imponował mi tym, co potrafił wycisnąć z lokalnego tygodnika, czyniąc z niego pod koniec lat 90-tych jedno z najlepszych lokalnych czasopism w całym kraju. Tak wielkie piętno odcisnął na „Głosie”, że ludzie czasem nie mówili „Głos Wągrowiecki”, tylko… „gazeta tego Mianowskiego”. Z tym też wiążę się miłe wspomnienie, bo kiedyś Jurek powiedział mi: „O Tygodniku też już mówią gazeta Czapula”. Usłyszeć to z jego ust było dla mnie bezcenne… Jego siłą było to, że potrafił otaczać się świetnymi ludźmi (jak ja mu zazdrościłem ekipy dziennikarskiej - Jola, Waldek, Tomek, Andrzej, Baśka, Mariusz!), zawsze wokół niego byli młodzi ludzie, którzy czerpali od niego, ale i on uczył się od nich. Do końca życia nie zapomnę wspólnych wyjazdów na warsztaty dziennikarskie, które kiedyś odbywały się w całej Polsce. Nabyta tam wiedza była bezcenna, a to, co działo się wieczorowo-nocną porą niech pozostanie naszą tajemnicą… Jestem jednym z niewielu wągrowieckich dziennikarzy, którzy nigdy nie byli z redakcją „Głosu Wągrowieckiego” związani zawodowo. Kiedyś się tym chlubiłem, a dziś… trochę żałuję. Chociaż kiedyś przy wieczornym piwie Jurek powiedział mi: „wyobrażasz sobie, jaki byśmy tytuł stworzyli, gdybyśmy połączyli siły?!”. Naprawdę szkoda, że tylko na słowach się skończyło…

Chociaż nigdy nie współpracowaliśmy, to wiem, że mnie zawodowo ukształtował. Jego ostre pióro, podejście do zawodu, pracoholizm, parcie do przodu, bezkompromisowość, walenie słowem prosto z mostu - to robiło wrażenie i wpłynęło na moje podejście do dziennikarstwa. Za to Ci Jurku dziękuję, żegnaj - przyznaje Krzysztof Czapul, były szef „Tygodnika Wągrowieckiego”.

Jurek pozostanie na zawsze także w pamięci lokalnych harcerzy.

- Poznałem go w 77 lub 78 roku. Od samego początku dał się poznać jako dobry organizator, kolega. Nigdy nie odmówił pomocy. Spędziliśmy sporo czasu na harcerskich wyjazdach, obozach. Dobrze pamiętam wyjazd do Włoch. Jurek był człowiekiem, który musiał wszystkiego spróbować, sprawdzić samemu. Podczas wizyty w parku rozrywki zaciekawiła go maszyna, która w powietrze wyrzucała zamknięte osoby w specjalnej klatce. Uparł się i postanowił spróbować. Konieczne było jednak wypełnienie ankiety. W niej pytano między inny innymi o wiek. Jurek podał prawdę. To spowodowało, że nie mógł wziąć udziału w tej zabawie z racji obaw organizatorów. Na nic zdały się jego zapewniania, że się dobrze czuje i nic mu nie będzie - wspomina z uśmiechem Marek Urbanowicz, wągrowiecki harcerz.

Jerzego Mianowskiego dobrze zapamiętają także lokalni politycy, tych nie raz ganił na łamach swej gazety.

- Zapamiętam go jako bardzo pracowitego człowieka. Zakochanego w Wągrowcu. To on stał za wieloma inicjatywami w mieście - przyznaje Stanisław Wilczyński, były burmistrz Wągrowca. Mianowskiego dobrze zapamiętał także Jarosław Berendt, aktualny burmistrz Wągrowca, który poznał go za sprawą harcerskiej działalności. - Poznałem Jurka 33 lata temu, gdy rozpoczynałem swoją przygodę z harcerstwem. To On awansował mnie na stopień podharcmistrzowski. W tamtych czasach był też dla mnie inspiratorem do wydawania licealnego pisemka pt. „Harcerskie słowo”. Był człowiekiem, który czerpał ze studni życia pełnymi garściami, pełnym pomysłów, inicjatywy, dowcipnym i przebojowym. W kolejnych latach nasze drogi często się splatały, a czasem zupełnie bez powodu dzwoniliśmy do siebie lub spotykaliśmy się, by porozmawiać. To Wągrowcowi oddawał najwięcej serca i zaangażowania, a dobro miasta zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Wągrowiec wiele Jurkowi Mianowskiemu zawdzięcza - przyznaje Berendt. Dobrze Jerzego Mianowskiego znał także wągrowiecki piosenkarz Zbyszek Zaranek. - Niejednokrotnie razem pracowaliśmy. Kilkukrotnie prowadziłem jego galę. W niedzielę na benefisie zaśpiewałem dla niego „Niech żyje bal”. Chyba trochę za późno... Albo nie, Jego bal wciąż trwa, z tym, że tam... wysoko - przyznaje. - 20 lat temu, tak się złożyło, że dosłownie tylko przez moment, pracowałam w „Głosie Wągrowieckim”. Wcześniej i później zawsze byłam w tytułach konkurujących z Redaktorem Jerzym Mianowskim - wyznaje szefowa „Tygodnika Wągrowieckiego” Ewa Czapul. - To właśnie On przez lata kształtował i wpływał na wągrowieckie środowisko dziennikarskie. Zawsze szarmancki, z uśmiechem witał się: „Cześć, Ewuniu!”. Choć na polu zawodowym rywalizowaliśmy, to nigdy nie tracił klasy i poziomu. Ot, przykładem niech będzie to, że zawsze zapraszał mnie na coroczną Galę „Wągrowczanin Roku”. Nigdy na nią nie chodziłam. W niedzielę poszłam po raz pierwszy, poczułam że tak trzeba, że tak chcę… Odszedł w środę rano. Zdążył zorganizować Galę, swój benefis, poczekał aż jego „Głos Wągrowiecki” będzie już w drukarni i odszedł. Żegnaj Jurku…

Pogrzeb Jerzego Mianowskiego odbędzie się dziś o godzinie 13. na cmentarzu starofarnym w Wągrowcu. Poprzedzi go msza święta w kościele pod wezwaniem. św. Wojciecha o godz. 11.30.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto