Każdej pełni nad Wągrowcem można usłyszeć dziwny szelest. Ciszę nocy przerywają śmiechy postaci lecących na miotłach nad miastem. Niejednokrotnie ścigają się w swoistym wyścigu nad Jeziorem Durowskim. To czarownice. Powracają wraz z pełnią księżyca na wzgórze pomiędzy Wągrowcem a Rgielskiem, aby spotkać się w miejscu, które niegdyś było miejscem ich kaźni. To tu świętują, bawią się na sabacie. Niegdyś spotykały się na innym wzniesieniu... Tak zwanej Łakinie. Stąd zostały jednak przepędzone. Dziś bawią się w miejscu, gdzie niegdyś ich towarzyszki… traciły życie. To tylko jedna z wągrowieckich legend o czarownicach. Jak się okazuje cały czas tworzone są nowe. Jak choćby ta o rzekomej klątwie.
Geneza tej legendy, w przeciwieństwie do wcześniejszej, ma zaledwie kilka lat, kiedy to za jej pomocą niektórzy próbowali tłumaczyć sobie wzrastającą liczbę samobójstw w mieście. - W Wągrowcu w XVIIw. palono na stosie osoby posądzone o czarną magię. Jedna z nich została spalona na Rynku. W odwecie za swoją śmierć przeklęła miasto. „Co sto lat w danym roku miało powiesić się w Wągrowcu 30 osób, jeżeli przepowiednia się nie wypełni, klątwa powraca po 20 latach” -głoszą krótkie słowa legendy. Legendy o czarownicach są ściśle związane z Wągrowcem. Do postaci, które palono na stosie, nawiązywały nawet odbywające się co roku w Wągrowcu festyny. Nie brakowało na nich inscenizacji, w których to czarownice paradowały przez miasto, a następnie... płonęły stosy, w nawiązaniu do wydarzeń sprzed wieków...
Jak się bowiem okazuje wągrowieckie legendy mają podłoże historyczne. Na przełomie XVII i XVIII wieku w Wągrowcu rzeczywiście płonęły stosy. Ten czas był bardzo ciężki dla całej naszej części Europy, także i dla Wągrowca. Były to lata klęsk. Ludziom doskwierał głód. Panowały zarazy, które często zbierały straszliwe żniwo. Wszystko to sprzyjało poszukiwaniu winnych tych nagłych nieszczęść. Co ważne, w tym okresie coraz więcej osób zaczynało szukać oparcia i pomocy w kościele, w wierze-wyjaśniał Marcin Moeglich, historyk w Muzeum Regionalnym w Wągrowcu. A to sprzyjało wierze w moce nieczyste, w diabła i jego wyznawców na ziemi, w tym także czarownice.
O nasileniu procesów o czary właśnie w tym okresie świadczą akta, które przetrwały do dziś. Jak się okazuje na stos było można wówczas trafić bardzo łatwo.- Czasem wystarczyła tylko zwykła plotka na temat danej osoby-wyjaśniał historyk,interesujący się dawnymi procesami o czary. W taki sposób na ławie oskarżonych znalazła się między innymi wągrowczanka Konstancja Kicina. Z jej akt procesowych można się dowiedzieć, że była ona ponoć jedną z bardziej zamożnych wągrowieckich mieszczanek. Oskarżona została zaś na podstawie plotek, jakie na jej temat opowiadały jej... służące. Otóż opowiadały one, że gdy ta kbieta jechała wozem po jednej z dróg w okolicach Wągrowca, to pojawił się tam również czort, w postaci małego czarnego źrebięcia. Dziś taka historia wydaje się nieprawdopodobna, jednak wówczas to wystarczyło, aby kobieta stanęła przed ławą oskarżonych i została skazana na śmierć przez spalenie na stosie. Taka sama kara spotkała także niejaką Marchewczynę. Tu natomiast plotka głosiła, że jest ona królową wągrowieckich czarownic. Została skazana i spalona na stosie. Dokładne miejsce, gdzie płonęły wągrowieckie stosy nie jest znane. Należy jednak domniemać, że miało to miejsce na wzgórzu, na którym to dziś zgodnie z legendą mają spotykać się czarownice na swoich sabatach...
Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?