Żywego delfina, a tym bardziej takiego żyjącego nie w oceanie czy morzu ale rzece widziały tylko nieliczne osoby od nas. Dzięki pasjonatowi tych zwierząt - Piotrowi Przyłuckiego będzie można zobaczyć jednak ich modele naturalnych rozmiarów.
Jak wyjaśnia, pomysł zrodził się kilkanaście lat temu, kiedy to ubiegał się o stanowisko dyrektora ZOO we Wrocławiu. - Wyszedłem z założenia, że jeśli nie możemy pokazywać je w inny sposób, warto zastanowić się nad stworzeniem ich modeli. Wówczas na potęgę powstawały wszelkiego rodzaju parki dinozaurów - wspomina pasjonat.
Po latach, gdy pan Piotr osiadł w Mieścisku, postanowił swój pomysł sprzed lat zrealizować. Jako pierwsza powstał model morświna. - To delfin występujący w naszym morzu. Tu za wzór posłużyło ciało zmarłego delfina znalezionego na plaży. Od niego powstał odlew żywiczny - wyjaśnia. Z innymi delfinami jak np. żyjąca w wodach Amazonki Inia nie było tak łatwo.
Konieczne było inne podejście. Początkowo pan Piotr zwrócił się do firmy produkującej... krasnale ogrodowe. Stworzenie jednak modeli w takiej formie było zbyt kosztowne.
Znaleziono inne rozwiązanie.
- Nawiązałem kontakt z panem, który ploterem rzeźbi w styropianie. Sam on jednak byłby zbyt słaby - wspomina pasjonat. Znalazło się jednak rozwiązanie. Całość wzmacnia drewniany szkielet, który znajduje się we wnętrzu każdego modelu. Te wiszące aktualnie pod sufitem domu pana Piotra w Mieścisku, jak wyjaśnia, są odwzorowaniem 1 do 1 prawdziwych delfinów. - Modele będą miały okazję zobaczyć dzieci z Mieściska. Te następnie trafią na ekspozycję, która jest planowana w Poznaniu - wyjaśnia.
O pasji pana Piotr do delfinów pisaliśmy już w minionym roku.
Jak się okazuje pierwszy raz to zwierzę zobaczył na ... naklejce w księgarni.
- Było to w Poznaniu. W okresie mojego dzieciństwa w sąsiedztwie Hotelu Bazar mieściła się księgarnia. Stałem z tatą w kolejce do kasy. Pani miała na niej naklejony właśnie znaczek z delfinem skaczącym przez kółko. Pamiętam dobrze tamte chwile. Spytałem taty, co to za ryba? Do dziś pamiętam podirytowanego ojca i jego stwierdzenie: „to nie ryba, to ssak!”. Właśnie od tego momentu delfiny tak mnie zafascynowały, że zacząłem zgłębiać swoją wiedzę w tym kierunku - wyjaśniał wówczas pasjonat delfinów.
Pan Piotr aktualnie pracuje w gabinecie weterynaryjnym, który prowadzi wraz z żoną - Eweliną. W domu mają własne „mini ZOO”. Są psy, koty, konie, kozy, owce, ryby...
- Część z tych zwierząt trafiło do nas po dramatycznych przejściach. Nasz kotek został kiedyś przyniesiony po tym, jak potrzebował pomocy, przejechany przez ciągnik rolniczy. Udało się nam go uratować - wspominał Przyłucki.
ZOBACZ TAKŻE
Jak Disney wzbogacił przez lata swoje portfolio?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?