Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pochodząca z Wągrowca Julita Ilczyszyn planuje zostać pierwszą kobietą, która przebiegnie na każdej z 4 pustyń 250km

Monika Zaganiaczyk
Monika Zaganiaczyk
arch. Julity Ilczyszyn
Julita Ilczyszyn to pochodząca z Wągrowca biegaczka, która właśnie wróciła z południowej Afryki. Myślicie, że była tam rekreacyjnie na wakacjach? Nic bardziej mylnego. Pani Julita pokonała 250 kilometrów po pustyni Namib! - Przemierzanie pustyni pozbawia Cię wszystkiego… pieniędzy, tytułów, nazwisk, stopni…- mówi.

To chyba najbardziej ekstremalne ze wszystkich ekstremalnych biegów. Pochodząca z Wągrowca Julita Ilczyszyn właśnie zrealizowała pierwszą część planu, który sobie założyła. Zamierza zostać pierwszą Polką, która przebiegnie na każdej z 4 pustyń (Namibia, Gobi, Atacama, Antarktyda) 250km.

Bieganie po pustyni w blisko 50. stopniach

Biegaczka dopiero co wróciła z Namibii i zgodził się opowiedzieć nam o swoim wyczynie.

- Pierwszy z 4 wyścigów, który zaliczyłam odbył się na pustyni Namib. Dystans 250km podzielony był na kolejne etapy - 40-40-40-40-80-10 km- 7 dniowy wyścig, bo 80km rozłożony był na 2 doby na dotarcie na linię końcowa. Warunki niewyobrażalnie cieple. Temperatura 45-57 stopni w cieniu niszczyła wytrwanych zawodników (z 48 startujących z całego świata "przetrwało" tylko 31) - mówi biegaczka.

I właśnie jedną z 31 osób, które dotarły do mety i pokonały ten morderczy dystans jest pani Julita.

- Rozpoczęłam z bardzo dobrej bo 5. pozycji w klasyfikacji kobiet. Wszystko kontrolowałam i wiedziałam, że mam to podium w zasięgu. Niestety kontuzja biodra w 2 dniu wyścigu spowodowała, że z każdym dniem walczyłam z bólem, tym samym spadając oczka w dół klasyfikacji. I mimo, że nie wygrałam tego podium sportowego, to musicie mi wierzyć ,ze jestem zwycięzca pod względem siły charakteru. Moja głowa wygrała ten wyścig - tłumaczy dumna.

ZOBACZ TAKŻE

Julita Ilczyszyn o walce z samą sobą podczas biegu po pustyni

Biegaczka wyjaśnia, że bieganie po pustyni jest czymś wyjątkowym i niepowtarzalnym. To coś dla ludzi, którzy nie tylko są świetnie przygotowani kondycyjnie, ale i mają bardzo silny charakter.

- Przemierzanie pustyni pozbawia Cię wszystkiego… pieniędzy, tytułów, nazwisk, stopni… wszystkiego! Wyczerpuje twoją siłę fizyczną i podważa twoją pewność siebie. W końcu pozostajesz z umiejętnością zarządzania swoim ciałem, tempem, umysłem, a przede wszystkim emocjami. I tu ja to odkryłam i to jest mój zloty, najcenniejszy medal w życiu - słyszymy od dumnej biegaczki.

Podczas samego biegu nie brakowało kryzysów. Tutaj nieoceniona okazała się pomoc przyjaciela.

- Kryzys pojawił się szóstego dnia, na najdłuższym etapie, kiedy to człapałam już 21 godzinę bez odpoczynku. Zaskoczyło mnie to, bo tylko raz moja głowa nie poradziła sobie z emocjami i nie potrafiłam tego poukładać ( był to wtedy, gdy mój tato miał poważny wypadek) i tu było podobnie. Usiadłam na ziemi, potrzebowałam czasu, żeby odgonić destrukcyjne myśli o beznadziejności, fatalności mojej osoby itd. Wtedy wsparciem okazał się mój przyjaciel życiowy - tak kochani, życiowy przyjaciel, którego znałam zaledwie 2 dni... Podniósł mnie i pociągnął do mety, choć sam miał bardzo ciężko. To nie do opisania co w tamtej chwili czułam - słyszymy od pani Julity.

Co było najtrudniejsze w biegu? Zdaniem naszej biegaczki, same przygotowania, organizacja i logistyka.

- Musiałam skompletować sprzęt, poszukać sponsora, poukładać kalorycznie jedzenie, zakupić bilety, noclegi i wiele wiele innych spraw. Spakować wszystko w plecak, kombinować, żeby był jak najlżejszy, bo wszystko musiałam nosić ze sobą podczas biegu. Ostatecznie mój plecak ważył 9,5kg + woda 2,5l. Jak na pierwszy raz to naprawdę dobry wynik, bo spora większość targała sprzęt na plecach o wadze 16-17 kg!!! - wyjaśnia.

Biegaczka do tego ekstremalnego wyczynu przygotowywała się dwa lata. Jak mówi, ostatni rok był czasem bardzo intensywnych treningów.

Biegowy plan Julity Ilczyszyn

Chociaż pani Julita dopiero co wróciła z pustyni Namib, już myśli o drugim i kolejnych biegach na pustyni.

- Tym razem zamiast pustyni Gobi w Mongolii (nie wpuszczają obcokrajowców ze względu na covid), organizatorzy Racing The Planet zdecydowali się na organizacje wyścigu w Gruzji i to już w czerwcu. Następna pustynia to Atacama w Chile we wrześniu i ostatnią, która uwieńczy moją drogę do zdobycia Grand Slama będzie Antarktyda. Czy to się uda? Nie wiem. Pieniądze sa koszmarne i ogromne. Szukam sponsorów i wsparcia. Wyścig na Pustyni Namib zasponsorowała firma Hard Beans z Opola- producent kawy. Pomogli znajomi, dorzucając swoje pieniądze na patronite - wyjaśnia.

Pochodząca z Wągrowca, a mieszkająca obecnie pod Warszawą biegaczka swoje biegi dedykuje innym kobietom.

- Tę pustynię pokonałam dla mojej koleżanki Anety, która ponownie zmaga się z nowotworem. Dla niej udało się zebrać pieniądze na leczenie i wsparcie podczas walki. Kolejne pustynie również będę dedykowała kobietom, które zmagają się z trudem życia i nie mogą pozwolić sobie na chwile wytchnienia i choćby chwili relaksu. Mam zamiar zebrać pieniądze na choćby jeden dzień uciech i przyjemności dla nich, bo robią heroiczna robotę każdego dnia - wyjaśnia.

ZOBACZ TAKŻE

Żona, mama i ukochana córka...

Pani Julita prowadzi na Facebooku blog "Wybiegana Mama". Swoją przygodę z bieganiem rozpoczęła po urodzeniu drugiej córeczki.

- Biegałam zawsze i wszędzie. Wszędzie jest mnie pełno. Mam zbyt duże zasoby energii. Na długie bieganie wzięło mnie po urodzeniu drugiej córki, bo za długo już siedziałam w domu i było to nie do wytrzymania. I tak zaczęłam od biegów z przeszkodami, wygrywając po drodze Runmageddon Sahara na 50 km, zdobywając brązowy medal w Runmageddon Kaukaz na 100 km i teraz przyszedł czas na chyba życiowy i ostatni projekt zrobienia Grand Slama w 4 pustyniach - mówi zdeterminowana kobieta.

Na co dzień Julita Ilczyszyn jest nauczycielką wychowania fizycznego i instruktorką fitness. Jak mówi, sportem zarazili ją rodzice (bo gitara się nie sprawdziła :) ) Biegaczka ma dwie córki - 7-letnią Julkę i 5-letnią Zuzię. Jej mąż Krzysiek jest trenerem pływania i miłośnikiem sportów wodnych. Kobieta chętnie wracs w rodzinne strony.

- Mimo, że mieszkam blisko stolicy, warunki do trenowania nie są najprzyjemniejsze. Uwielbiam wracać do Wągrowca i ruszać w teren dookoła jeziora Durowskiego, czy bliżej moich rodziców, eksplorować tereny Łazisk. Wyruszam wtedy dość wcześnie rano, żeby moc wrócić do mamy na konkretne śniadanko i spędzić z rodzicami wspólny czas - podsumowuje.

ZOBACZ TAKŻE

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto