Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To amerykański sen. Od zera do milionera

ADE
Arkadiusz Dembiński
Dziś prowadzi jedną z prężniej działających firm w naszym powiecie. - Lubię rywalizację. Pieniądze same mnie nie cieszą, nie umiem z nich korzystać być może dlatego, że poznałem, co to znaczy ich nie mieć - przyzanje

Popowo Kościelne pod Mieściskiem. Z pozoru popegeerowska wioska, jak wiele innych w naszym powiecie. Jednak to tu, stare budynki gospodarstwa rolnego zmieniły się w hale produkujące opakowania dla firm z całej Polski i nie tylko. Wszędzie nowe maszyny. Wszystko równo ułożone, posprzątane. Na terenie firmy stoi niepozorny obiekt, przypominający bardziej budynek gospodarczy.

Jednak to właśnie tu wraz z rodziną mieszka Andrzej Andrzejewski, właściciel tego całego królestwa.

- Mam gdzie spać, co jeść. Nie potrzebuję willi, aby pokazać, że mnie na nią stać. Zamiast tego, wolę inwestować w firmę. Jej rozwój, to moja życiowa pasja. Każdą wolną złotówkę przeznaczam na kolejne inwestycje. Urlop? Nie wiem co to. Ja jak nie mam zajęcia, jestem wręcz chory.

Co do pieniędzy, to mimo że je mam, nie umiem z nich korzystać. Myślę, że to dlatego, że wiem, co to znaczy ich nie mieć. Zamiast tego, wolę na przykład pomagać chorym i niepełnosprawnym dzieciom - przyznaje biznesmen. Tak więc na co dzień pana Andrzeja nie zobaczymy w garniturze najnowszego kroju. Ubiera się niezwykle skromnie.

Tego nie można powiedzieć o jego firmie. Już planuje kolejne powiększenie i zwiększenie produkcji opakowań, oraz szukania nowych rynków zbytu. W Popowie oddawana jest kolejna hala produkcyjna, a następny kompleks hal powstaje w Skokach.

Jednak jak wspomina, nie zawsze tak było. Do wszystkiego co ma, biznesmen dochodził sam.
- Nie pochodzę z majętnej rodziny. W domu było dobrze do czasu, gdy żył ojciec. Zmarł, gdy chodziłem do szkoły średniej. Na barki mamy spadł wówczas obowiązek spłacania kredytu na budowę domu, jaki zaciągnęli z ojcem.

Było ciężko. Pamiętam, że kiedyś nawet w szkole wychowawczyni spytała mnie, czy mamy co jeść. Jako nastolatek zbierałem butelki. Chodziłem nawet po śmietnikach, aby je potem sprzedawać. Pieniądze z ich sprzedaży nie trafiały jednak na jakieś moje przyjemności, ale by przykładowo kupić kurczaka na lepszy obiad. Nie było łatwo - wspomina pan Andrzej.

Szczęście uśmiechnęło się do Andrzejewskiego podczas matury. Wówczas to na egzaminie trafił na temat związany z Adamem Mickiewiczem.
- Nasz wieszcz narodowy od zawsze był mi bliski, choćby dlatego, że urodził się okrągłe 150 lat przede mną - wspomina.
Po maturze pan Andrzej postanowił uczyć się dalej.

- Z racji niewielkiego wzrostu nigdy nie miałem powodzenia u płci przeciwnej. Może trochę z racji przysłowia, że za mundurem panny sznurem złożyłem papiery do szkoły oficerskiej marynarki wojennej. Niestety. Bezskutecznie ze względu na mój niski wzrost. Nie przyjęto mnie także do szkoły wojsk lotniczych. Zdecydowałem się więc na chemię, która również mnie interesowała - wspomina mężczyzna.

Jednocześnie cały czas pogłębiał swoją wiedzę na temat techniki, która to była jego pasją od lat szkolnych.

- Na studiach także się nie przelewało. Pamiętam do dziś jak się wstydziłem jeść śniadanie w stołówce w moim wielokrotnie zawijanym papierze śniadaniowym - wspomina. Nie przeszkadzało to jednak Andrzejewskiemu w nauce, jak i sukcesach w różnego rodzaju konkursach i olimpiadach wiedzy.
Po studiach pan Andrzej otrzymał ofertę pracy w Stanach Zjednoczonych.

- Amerykanie jednak nie przypuszczali, że mogę nie mieć paszportu. Polskie władze ani myślały mi go wydać. Zostałem odprawiany z kwitkiem - wspomina.
Jednocześnie zaczął się kiepski czas dla Andrzejewskiego. Został wpisany na nieformalną czarną listę. Wszelkie oferty pracy, jakie tylko się pojawiały, nie były dla niego.
- Pamiętam nawet ogłoszenie, że są szukani technicy chemicy. Było to świeże ogłoszenie. Było jednak ważne do momentu, gdy powiedziałem jak się nazywam - wspomina po latach.

Wreszcie udało się znaleźć pracę. Pan Andrzej zaczął pracować w firmie, która zajmowała się pracami remontowymi przy młynie w Skokach.
- Musiałem zorganizować całą pracę. Byłem odpowiedzialny za wszystko. Wówczas nie przypuszczałem, że tamto doświadczenie przyda mi się w przyszłości - przyznaje Andrzejewski.

Czytaj więcej w Tygodniku Wągrowieckim

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto