Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

WĄGROWIEC - Bita, poniżana, schorowana. Samotna matka walczy o każdy dzień

MON
Fot. A. Dembiński
Jej życie to ciągły strach przed każdym kolejnym dniem. Nie wie co to radość, szczęście, rodzinne wakacje, niedzielny spacer z mężem. Wie jedynie jak smakują gorzkie łzy, co znaczą kłopoty. Życie jej nie oszczędzało i wciąż nie oszczędza. Urodziła szóstkę dzieci. Od dziewięciu lat wychowuje je sama. Tej rodzinie brakuje wszystkiego. Nie tylko mebli, artykułów gospodarstwa domowego, ubrań...

Trzydziestosześcioletnia Stefania z Wągrowca nigdy wcześniej nie pomyślałaby, że jej życie będzie aż tak okrutne. Wychowała się bez ojca, w dowodzie ma wpisane ojciec nieznany. Gdy miała kilkanaście lat, zmarła jej mama, wtedy z odrobiną pomocy swojej cioci, musiała radzić sobie sama. Ma tylko brata, który dziś ma swoją rodzinę i swoje życie.
Z zawodu jest krawcową, ale od zawsze pragnęła być fryzjerką. Podjęła w tym kierunku specjalne kursy, lecz naukę przerwała ciąża. – Zakochałam się i postanowiłam stworzyć rodzinę, jakiej ja nigdy nie miałem. Taką, w której nigdy niczego by nie brakowało, zwłaszcza miłości, domowego ciepła, opiekuńczości i rodzinnego wsparcia. I tak na początku przyznaję, że było. Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 22 lat. Następne dzieci, a mam ich sześcioro, czterech synów w wieku 14, 12, 11 i 10 lat oraz dwie córki - młodsza ma 9, a starsza 13 lat, przychodziły na świat rok po roku – opowiada swoją historię pani Stefania.

Wągrowczanka od 9 lat wychowuje dzieci sama, bez męża. Dlaczego została sama?
– Mąż znęcał się fizycznie i psychicznie nade mną i dziećmi. Nadużywał alkoholu. To były koszmarne chwile, które boję się, że już na zawsze zostaną we mnie. A najgorsze, że i dzieci to także boleśnie dotknęło. A przecież one niczemu nie są winne. Mąż dostał wyrok sądowy i ma zakaz zbliżania się do mnie oraz dzieci. Swoje także w więzieniu odsiedział – mówi załamana kobieta. O tym, co działo się w domu, gdy mężczyzna przychodził pijany, wągrowczanka nie chce mówić. – To są bardzo bolesne dla mnie chwile. To nie tylko ból fizyczny, upokarzanie. Ten, kto przeżył coś podobnego, wie co ja czuję. Próbuję te tragiczne chwile „zabić” w sobie. Ukryć je gdzieś bardzo głęboko. Chciałabym o wszystkim zapomnieć i zacząć żyć na nowo, ale bez pomocy, wsparcia drugiego człowieka nie dam już rady. Nie mam już tylu sił.
Od 14 lat pani Stefania jest podopieczną Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wągrowcu. Dostaje zasiłek, najbardziej potrzebne rzeczy do domu i obiady dla dzieci, a od jakiegoś czasu dla siebie.
– Pani Stefania z natury jest szczupłą kobietą, ale w naszych oczach dosłownie „znika”. Ona po prostu robi się coraz chudsza, a jej ból, cierpienie i smutek z łatwością można wyczytać z jej twarzy. Gdy tylko dowiedzieliśmy się od jej lekarza, że pani Stefania choruje, ma głęboką anemię, od razu podjęliśmy decyzję, by także i ona mogła korzystać z darmowych obiadów – wyznaje pracownik socjalny MOPS.
– Ja sobie tłumaczę, że chudnę ze strachu i obawy o moją rodzinę. Dzieci są dla mnie najważniejsze. To jedyne, co mam. Dla nich zrobię wszystko. Bywało, że w domu brakowało jedzenia. Więc ja nie jadłam, byle tylko dzieci jakoś nakarmić, żeby nie chodziły głodne. A przecież wiadomo, jak dziś życie jest drogie. Ceny w sklepach są zatrważające, a ja muszę wykarmić i odziać aż szóstkę dzieci. Teraz w opiece społecznej mnie sprawdzają. Pytają czy zjadłam obiad. I dziękuję im za to. Za to, że są i się o mnie troszczą. Jedynie pracownicy opieki, prócz dzieci oczywiście, martwią się o mnie, o moje zdrowie – mówi ze wzruszeniem pani Stefania, która kiedyś zasłabła z wycieńczenia, zabrało ją pogotowie. Wyszła ze szpitala na własną odpowiedzialność, aby dzieci nie zostały same. Bała się, że pod jej nieobecność potomstwo trafiłoby do domu dziecka.
Jeszcze trzy miesiące temu spała na podłodze, a dzieci na dmuchanych materacach. Jej mieszkanie było puste. Teraz dzięki pomocy ludzi dobrej woli przeniosła się o jedno piętro wyżej w tym samym budynku, gdzie mieszkała wcześniej.
– Tu mam zdecydowanie lepiej, więcej miejsca, tylko po co mi aż tyle? Nie mam mebli w kuchni, w pokoju dzieci brakuje łóżek, biurka do nauki. Żałość bierze i serce mi pęka, gdy na to patrzę. Zaczął się rok szkolny, a one nie mają książek, nowych ubrań, butów... A przecież wiadomo, co dziecko czuje w szkole, kiedy inni mają wszystko, a ono nic. Niedługo też zima, muszę zaopatrzyć się w opał, abyśmy nie zmarzli - mówi ze smutkiem matka.
Dzieci wągrowczanki po godzinach lekcyjnych trzy razy w tygodniu zostają w świetlicy socjoterapeutycznej, tam mogą odrabiać również zadania domowe, uczęszczają na rożne zajęcia teatralne i muzyczne. Mają możliwość rozmowy z psychologiem. W tym roku świetlica zabrała całą szóstkę na kolonię do Ełku.
– Bardzo bym chciała, żeby się nam udało, żeby – jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – nasze życie choć trochę odmieniło się na lepsze. Żeby dzieci były szczęśliwe, zdrowe, żeby w domu pachniało plackiem, niedzielnym obiadem. Żeby wreszcie zawitała u nas radość – dodaje pani Stefania.
– Dzieci naszej podopiecznej chodzą zawsze czyste. Widać, że są bardzo uczuciowo związane z mamą – przyznaje pracownik wągrowieckiej opieki społecznej.
Pani Stefania żyje z zasiłku od MOPS-u, jej były mąż nie płaci alimentów, otrzymuje je więc z funduszu alimentacyjnego. Nie może pracować ze względu na zły stan zdrowia. – Chciałabym pracować, bo ja żadnej pracy się nie boję, ale lekarze mówią, że jeszcze jestem zbyt słaba. Chciałabym skończyć jakieś kursy, organizowane przez MOPS, aby coś więcej potrafić. Może wtedy znajdę jakąś pracę – mówi kobieta i dodaje: - wiem, że ludzie mogą powiedzieć, że tylko narzekam, że inni mają jeszcze gorzej, że sama jestem sobie winna. Że przecież mogłam życiem inaczej pokierować. Ale myślę sobie, że czasami jednym bardziej się udaje, bo mają wsparcie rodziny, bliskich, pieniądze, a innym nie. Ja należę do tych drugich. Ale w tym całym moim nieszczęściu jestem szczęśliwa, bo mam dzieci i gdyby nie one, to nie wiem co by ze mną dziś było....
Apelujemy do wszystkich o pomoc dla pani Stefani. Na początek potrzebny jest remont mieszkania, głównie pomalowanie pomieszczeń. Przydałyby się meble, łóżka, krzesła, przybory szkolne do nauki dla dzieci. Ubrania, artykuły AGD. Po prostu każda pomoc jest potrzebna. – Jesteśmy pełni podziwu dla naszej podopiecznej. Sama wychowuje szóstkę dzieci, dba o nie jak tylko najlepiej potrafi i może. Zasługuje na pomoc – mówi dyrektor MOPS-u Irena Woźniak.
Wszyscy, którzy mogliby sprawić, by życie pani Stefani i jej bliskich nabrało w końcu jasnych kolorowych barw, prosimy o kontakt z redakcją, tel. (067) 2620-943 lub z MOPS-em, ul. Krótka 4, tel. (067) 262-08-85.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto