Ludzie mówią, że można się do bólu przyzwyczaić. Dla mnie jest to niemożliwe. Rok temu straciłem na zawsze ukochaną żonę, a pustki po niej nic nie może wypełnić. Do dziś pamiętam telefon od lekarza. W słuchawce usłyszałem tylko: Nie udało się. Odeszła... - powiedział nam przełykając łzy Ryszard Polus.
Jak mówi, żona była dla niego całym światem, który wraz z jej odejściem się zawalił. Dzisiejsza rocznica jest dla niego bardzo bolesna.
- Ewa była dobrym człowiekiem, co widać było na Jej pogrzebie. Mnóstwo osób przyszło ją pożegnać i regularnie odwiedza jej grób - powiedział nam pan Ryszard.
Ewa Polus, z domu Duszyńska urodziła się 6 lipca 1945 roku w Kiszkowie niedaleko Gniezna. Do Wągrowca przyjechała „za pracą”. - Żona najpierw prowadziła sklep spożywczy, a później przez 15 lat pracowała w swojej drogerii na bazarku przy ulicy Kasprowicza w Wągrowcu. Była wesoła, lubiła się śmiać. Klienci bardzo ją cenili i chętnie z nią rozmawiali - mówi dalej pan Ryszard.
Małżeństwo nie doczekało 50. rocznicy ślubu. Kilka miesięcy przed uroczystością pani Ewa odeszła na zawsze. - Nigdy nie zapomnę dnia, kiedy Ją poznałem. Była taka piękna. To było w „Kolorowej” w Wągrowcu. Pamiętam, że grajek zagrał wówczas piosenkę „ Na gondoli”. Ewa siedziała sama, a ja poprosiłem ją do tańca. Od razu się w sobie zakochaliśmy. Po dwóch latach odbył się nasz ślub w Przysiece - powiedział nam mąż.
Wągrowczanka była dobrą, uczciwą kobietą. Jak mówi pan Ryszard, za młodu kochała chodzić na zabawy czy spotkania z przyjaciółmi. - Kochałem ją za jej charakter. Lubiła także zapalić sobie papieroska, porozmawiać z każdym. Później, przez chorobę, nie mogła już realizować swoich pasji. Od jakiegoś czasu przed odejściem miała problemy ze zdrowiem. Czas spędzała głównie w domu, a ja zawsze starałem się jej towarzyszyć - słyszymy od pana Ryszarda.
Pani Ewa miała dwie córki: Edytę i Małgorzatę, a także 4 wnuków. 18 sierpnia minionego roku na świat przyszedł jej pierwszy prawnuczek Oliwier. - Była taka szczęśliwa, że mogła go poznać. Cieszyła się, że nasza rodzina się powiększyła. Kilka dni potem dostała zawału, została zabrana do szpitala, z którego już nie wróciła - mówi smutno pan Ryszard.
Ewa Polus kochała zwierzęta, a w szczególności swoją suczkę Nelli - niewielkiego sznaucerka. - To było jej oczko w głowie. Kiedy żona zmarła, zorientowałem się jednego dnia, że pieska nie ma w domu. Wszędzie szukałem naszej Nelli, bo muszę o nią dbać, kiedy nie ma już mojej żony. Pieska znalazłem na cmentarzu, pilnującego grobu mojej Ewy. Nie wiem jakim cudem się tam znalazł i jak odszukał jej grób, ale wiem, że człowieka i zwierzę może łączyć naprawdę ogromna więź - podsumowuje za smutkiem mąż pani Ewy, pan Ryszard.
Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?