Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia doskonała? To zaginięcie kobiety w ciąży wstrząsnęło Polską. "Pewna osoba zabrała tę tajemnicę do grobu"

Blanka Aleksowska
Blanka Aleksowska
Mimo braku śladów i ciała Beaty, śledczy pracujący nad sprawą jej zaginięcia przyjęli wiele hipotez, które po kolei wykluczali.
Mimo braku śladów i ciała Beaty, śledczy pracujący nad sprawą jej zaginięcia przyjęli wiele hipotez, które po kolei wykluczali. Archiwum
Od jej zaginięcia minęło właśnie 19 lat. Była w ciąży, robiła karierę na rynku nieruchomości, wiodło jej się finansowo. Pewnego dnia Beata Kotwicka wyszła z domu na spotkanie z klientem i… rozpłynęła się w powietrzu. Nigdy nie odnaleziono jej żywej, ani martwej, choć w poszukiwaniach przeczesano wielokrotnie całą Polskę. - Tylko jedna osoba znała prawdę. Zabrała tę tajemnicę do grobu - mówi nam prywatny detektyw Marcin Szuba, który badał sprawę 28-latki.

Początek roku 2004, Poznań. 18 lutego przed godziną 15-tą 28-letnia Beata Kotwicka-Iwanowska wyszła z domu na spotkanie z klientem biznesowym. Była drobną, szczupłą brunetką, w czwartym miesiącu ciąży. Miała dobrze prosperujące biuro nieruchomości, dzięki czemu świetnie zarabiała. Jej życie - przynajmniej z pozoru - układało się idealnie.

Spotkanie - jak twierdził mąż Beaty, Rafał - miało odbyć się na osiedlu Lecha. Razem prowadzili biuro i robili karierę. Jak mówił śledczym mężczyzna, jego żona otrzymała feralnego dnia telefon, po czym szybko ubrała się i wyszła. Spotkanie miało być krótkie, kobieta miała szybko wrócić. Do dziś nie wiadomo jednak, czy w ogóle do niego doszło. Beata Kotwicka zniknęła.

Bez najmniejszego śladu

Tajemnicze zaginięcie ciężarnej 28-latki wstrząsnęło nie tylko Poznaniem i Wielkopolską, ale całym krajem. Szczególnie, że kobieta dosłownie rozpłynęła się w powietrzu. Mimo gruntownych poszukiwań, przeczesania terenu całego województwa, przepytania mnóstwa potencjalnych świadków, trwającego latami śledztwa - do dziś nie wiadomo, co stało się z Beatą. Choć od dnia jej zniknięcia minęło właśnie 19 lat, nigdy nie odnaleziono jej ciała ani żadnej wskazówki, która pomogłaby ustalić jej losy. Nie wiadomo o niej nic.

Mimo braku śladów i ciała Beaty, śledczy pracujący nad sprawą jej zaginięcia przyjęli wiele hipotez, które po kolei wykluczali. W poszukiwania początkowo mocno zaangażował się mąż kobiety, Rafał I. Zamieszczał ogłoszenia w mediach, prosił o pomoc, obiecywał nagrodę 30 tys. złotych dla tego, kto pomoże odnaleźć jego żonę. Poza zgłoszeniem zaginięcia na policję, poprosił o odrębne śledztwo także prywatnego detektywa Marcina Szubę. "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, gdzie może się znajdować... pilnie proszony o kontakt" - można było przeczytać na przystankach, w sklepach, na osiedlach, w gazetach.

Policja i prokuratura po kolei eliminowała kolejne wersje wydarzeń. Sprawdzono, czy Beata nie stała się ofiarą przestępcy seksualnego grasującego w tamtym czasie na Ratajach. Nie znaleziono powiązań między jej zaginięciem a działającymi w okolicy oszustami mieszkaniowymi. Trop biżuterii podobnej do tej, jaką miała Beata, a zastawionej w lombardzie, także wiódł donikąd. Nie przyniosły też efektów rozmowy z ginekologami - policjanci uznali, że gdyby kobieta żyła, chciałaby sprawdzić, czy dziecko prawidłowo się rozwija. Dość szybko wykluczono również wersję, jakoby Beata sama uciekła.

Pod uwagę brana była też hipoteza o porwaniu i uprowadzeniu dla okupu. Jednak po kilkunastu dniach bez takiego żądania, także i ta wersja przestała być prawdopodobna. Rozważano, czy kobieta nie utonęła w Warcie, niedaleko której mieszkała.

Funkcjonariusze przeszukiwali zatem nie tylko tereny w pobliżu rzeki, ale także samą Wartę. Penetrowane były nawet studzienki kanalizacyjne i piwnice bloków, by upewnić się, że nikt tam nie ukrył ciała Beaty.

- Wszystko, co było rozważane, było szybko wykluczane. Różne ośrodki, szpitale, schroniska - wszystko na terenie Polski było sprawdzane. Braliśmy pod uwagę, że Beata mogła stracić pamięć. Niestety nic nie potwierdzało tego, że w ogóle żyje. Do dziś ma ona status osoby zaginionej

- wspomina w rozmowie z nami Marcin Szuba. Jak dodaje, wraz ze śledczymi stopniowo zaczynał podejrzewać coraz bardziej, że 28-latka nie żyje, a za jej śmiercią stoi jej mąż, Rafał.

Ukochany zabójcą?

Wersja wydarzeń przedstawiana przez Rafała I. budziła coraz więcej wątpliwości i znaków zapytania. Podejrzane stawało się także jego zachowanie. Nikt z okolic św. Rocha nie widział bowiem 18 lutego Beaty, nie zauważył jej wyjścia z domu. Operator sieci komórkowej, z której korzystała 28-latka, wskazał, że jej aparat nie opuścił miejsca, w którym mieszkała. Przez kilka godzin przed zaginięciem kobieta nie przeprowadziła żadnej rozmowy telefonicznej. To wszystko zaczęło nasuwać kolejne pytania: Czy rzeczywiście zniknęła tamtego dnia, czy może jednak wcześniej? A jeśli tak - dlaczego mąż Beaty okłamał policję i jej bliskich?

Na jaw zaczęły wychodzić także przykre szczegóły z ich małżeńskiego pożycia. Jak twierdzili członkowie rodziny, Rafał I. nie był zadowolony z perspektywy zostania ojcem.

- On jej nie kochał, nie chciał dzieci. Zawsze mówił, że można pomyśleć o nich koło czterdziestki, dopiero jak się dobrze ustawi w życiu

– mówił "Głosowi Wielkopolskiemu" w 2005 roku Wiesław Kotwicki, ojciec Beaty. Mężczyzna do dziś uważa, że to Rafał I. miał coś wspólnego z jej zaginięciem.

Jak opowiada detektyw Szuba, mężczyzna niedługo po zaginięciu żony pocieszył się inną kobietą. - Zaczął też zajmować się handlem narkotykami i wyłudzaniem kredytów. Popadł w problemy z prawem. Widać było, że nie cierpi tak, jak twierdził, że cierpi - wspomina nasz rozmówca.

Najmocniej obciążyły Rafała I. ślady krwi, które odnaleziono w idealnie czystym i sterylnym mieszkaniu pary. Ale były one śladowe, przez co nie pozwalały na pobranie i większe badania. Mężczyzna wyjaśniał policji, że któregoś dnia Beata dostała mocnego krwotoku z nosa, co potem sprzątnęli. Krew miał roznieść na ręczniku, którym czyścił łazienkę. Szybką i idealnie przygotowaną odpowiedź Rafał I. miał na wszystko. Jak wspominali śledczy i detektyw, mąż Beaty miał taką osobowość - trudno było go wyprowadzić z równowagi, zagiąć. - Ten człowiek był takim ścisłym umysłem, który miał wszystko poukładane. Był chłodny, opanowany, na wszystko umiał odpowiedzieć. Tylko nieliczne sytuacje go “rozgrzewały” - opowiada nam Szuba.

Sam mąż Beaty był pytany o sprawę przez "Głos" w 2005 roku. Do sugestii, podejrzeń i oskarżeń, jakoby stał za jej śmiercią, odpowiedział: - To jakieś kosmiczne bzdury. Gdybym był złośliwy, to powiedziałbym, że to oni ją zabili, albo też, że porwały ją ufoludki. Nie zacierałem żadnych śladów, od początku starałem się we wszystkim pomóc policji. Nie wiem co się stało, że rodzina Beaty obciąża mnie winą za jej zaginięcie. I jeszcze rozgłasza to przez osoby trzecie.

Z sekretem do grobu

W kwietniu 2011 roku Rafał I. popełnił samobójstwo. Znaleziono go powieszonego w jego mieszkaniu. Jego śmierć wywołała falę pytań. Czy nie wytrzymał dręczących go wyrzutów sumienia? I jak teraz dociec, co spotkało Beatę?

Detektyw Szuba twierdził w rozmowie z "Głosem", że I., zwyczajnie nie wytrzymał problemów z prawem i licznych długów. To one pchnęły go do samobójstwa, a jego śmierć sprawia, że zaginięcie jego żony najprawdopodobniej pozostanie jedną z największych zagadek kryminalnych w Wielkopolsce.

- Jedyna osoba, która znała prawdę, zabrała tę tajemnicę do grobu. Dopóki nie odnajdzie się ciało czy szczątki Beaty, które można by było zidentyfikować, nie dowiemy się, co się z nią stało. Bardzo wątpię, by Beata żyła. Sądzę, że została zamordowana, i to w mieszkaniu. Zgłoszenie o zaginięciu było moim zdaniem opóźnione co najmniej o dobę. Nie mamy jednak żadnych dowodów ani świadka, który w dniu zaginięcia widział Beatę, a całe miasto zostało dosłownie przewrócone "do góry nogami". Wszystko zostało przeszukane. Ten, kto to zrobił, działał naprawdę z dużym wyrachowaniem i rozmysłem - wskazuje dziś Marcin Szuba.

Na pytanie, dlaczego przez tyle lat nie udało się udowodnić winy Rafała I. i wyjaśnić sprawy, badając go np. wariografem, detektyw podkreśla, że po prostu brakowało wystarczających dowodów. - Wariograf nie jest żadnym wykładnikiem prawdy. To jest coś, co może być pewną wskazówką czy ale nie musi być bezsprzecznym dowodem uznanym przez sąd, udowadniającym winę. Przy osobowości Rafała, takie badanie mogło by nic nie dać - mówi Szuba. Dodaje, że choć nie ma już nadziei na rozwikłanie tej wstrząsającej sprawy, do dziś myśli o Beacie i tym, co mogło ją spotkać.

- Na korytarzu mojego biura wisi wciąż wiele zdjęć Beaty i przedmiotów, które posiadała przy sobie. Osobiście też przeżywam tę sprawę, wiele lat spędzała mi ona sen z powiek, to nie pozwala spokojnie żyć. Często do dziś mam ją przed oczami i zastanawiam się, jak mogłaby się odnaleźć.

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

Obserwuj nas także na Google News

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto