Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak się jeździ ZKM-em?

Monika Dziuma
O swojej pracy opowiada kierowca autobusu ZKM Maciej Piotrowski.

Od dawna pracuje Pan w naszym ZKM-ie?

Pracę rozpocząłem w 1994 roku, ale miałem dziesięcioletnią przerwę w ZKM-ie. Łącznie pracuję tutaj 15 lat. Wróciłem do pracy jakiś rok temu. Co się w takim razie z Panem działo przez te 10 lat? Postanowiłem zwiedzić świat (śmiech).

Stał się Pan nagle podróżnikiem, czy po prostu wyjechał Pan do pracy za granicę?

Ani jedno ani drugie. Zawsze marzyłem o zagranicznych wycieczkach, ale nie zawsze były one na wyciągnięcie ręki. Wiadomo jak to jest... Zatrudniłem się więc jako kierowca wycieczek zagranicznych. Łączyłem przyjemne z pożytecznym.

Więc pewnie zwiedził Pan trochę świata...

Właściwie to Europy. Owszem, byłem w wielu państwach. Zwiedziłem Francję, Włochy czy Grecję. Niektóre po kilkanaście razy.

Dlaczego więc wrócił Pan do ZKM-u? Znudziło się Panu to ciągłe podróżowanie?
Oj nie. Ja się tak szybko nie nudzę (śmiech). Po prostu lata lecą, a ja nieuchronnie zbliżam się do emerytury. Jeśli dobrze pójdzie, przejdę na nią już za trzy lata. Mówiąc szczerze, chciałem przejść na emeryturę jako pracownik państwowej spółki, a nie prywatnego przedsiębiorstwa. Przede wszystkich chodzi tutaj o dochody.

Pewnie od tamtego czasu wiele się zmieniło.
Oczywiście, że tak. Na początku kierowałem starym jelczem, a dzisiaj jeżdżę autobusem ze wszelkimi udogodnieniami. Nie wspominam nawet o stanie dróg, które przez ostatnich kilkadziesiąt lat z roku na rok się poprawiają. Nic, tylko jeździć (śmiech).

Przejdźmy więc do pańskiej codziennej pracy. Nie kręci się Panu w głowie od ciągłego jeżdżenia po tych samych trasach?
Hm... nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Raczej nie. Dziennie przejeżdżam około stu kilometrów, ciągle na tych samych trasach. Jestem kierowcą autobusu linii 3 i 9. Trochę się człowiek najeździ, ale tę pracę trzeba kochać.

Jak w takim razie radzi sobie Pan z monotonią?

A kto tu mówi o monotonii? Każdego dnia spotykam zupełnie inne twarze. Oczywiście wyczekuję też na stałych pasażerów. Wiem już, że na najbliższym przystanku wsiądzie ta pani, a kawałek dalej ten pan. Radia nie słucham prawie w ogóle, bo zwyczajnie nie lubię jak coś mi gra nad uchem. A podróż mija mi głównie na rozmowach z pasażerami. Rozpoczynając od pogody, przez politykę czy bieżące wydarzenia z kraju i ze świata. Nie potrzebuję radia, bo mam moich podróżnych (śmiech).

A co tabliczką w autobusie: „Rozmowa z kierowcą zabroniona”?
Pomińmy to pytanie (śmiech). Mi to wcale nie przeszkadza. U mnie można ją zignorować. Zapewne dobrze zna Pan Wągrowiec.

Zdarzyło się już Panu zgubić w tym mieście?
Może niekoniecznie zgubić, chociaż muszę się przyznać, że ostatnio kolega zabrał mnie na jakąś uliczkę na Wschodzie. Dokładniej, na tyły ulicy Ogrodowej. Byłem zaskoczony, że tam są już domy, bo nigdy wcześniej tam nie byłem. Prywatnie nie miałem potrzeby tam jechać, a Zakład Komunikacji Miejskiej nie ma tam jeszcze swojej trasy.

Czy jest jakaś sytuacja związana z pracą, która zapadła Panu w pamięci?
Tak. Miałem jedno takie zdarzenie, ale w sumie wolałbym o nim zapomnieć. To było gdzieś pod koniec lat dwutysięcznych. Była dość ostra zima, a na przystanku było ślisko. Nagle, nie wiadomo kiedy, kobieta ześlizgnęła się pod same koła mojego autobusu. Na szczęście zdążyłem w porę wyhamować, ale sytuacja ta zapadła mi w pamięci chyba na zawsze.

Jakie cechy powinien mieć kierowca?
Przede wszystkim nigdy nie można pokazać, że wydarzyło się coś złego. Dotyczy to wszystkich sytuacji losowych, do których może dojść. Ja wychodzę z założenia, że do każdego trzeba podchodzić z uśmiechem. Jeśli będziecie mijać autobus ZKM-u ze szczerzącym się kierowcą, to prawdopodobnie będę to ja (śmiech).

A w prywatnych wyjazdach? Oddaje pan czasami kierownicę żonie?

Praktycznie zawsze to ona kieruje. Ja w tym czasie odpoczywam od jazdy. Czasami żona się buntuje, że inne kobiety jeżdżą po prawej stronie, a ona ciągle musi siedzieć za kółkiem.

Powiedział Pan, że na miejscu pasażera odpoczywa od jazdy. W jaki sposób się Pan jeszcze relaksuje?

Jest taka jedna sytuacja, kiedy najlepiej mi się odpoczywa. To... leżenie i „nicnierobienie” (śmiech). Oczywiście spędzam też dużo czasu z moją rodziną. Mam syna i dwóch świetnych wnuków. Jeden jest w trzeciej klasie, a drugi ma 1,5 roczku. Do obowiązków dziadka należy więc ich rozpieszczanie.

A co robi Pan po pracy?

Kiedyś wędkowałem, ale dawno nie byłem na rybach. Pracujemy z żoną na zmiany. Jeśli ona jest od rana w domu, przychodzę z pracy na gotowy obiad. Często jednak sam musze coś ugotować.

Jaki jest pański specjał?

Przede wszystkim mięso. Jeśli trzeba, to zupę też ugotuję. Czasami nie opłaca się nam gotować dla naszej dwójki, więc kupujemy obiad w „Cukinii”. Chyba jednak muszę wrócić do łowienia ryb na kolację (śmiech)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto