Jak się okazuje, w całej sprawie doszło do uchybienia ze strony wągrowieckiego sądu. Zgodnie z wyrokiem, który zapadł w Wągrowcu, Krzysztof K. po opuszczeniu więzienia miał być pod nadzorem policji. Dwa razy w miesiącu po wyjściu zza krat miał meldować się na komendzie w Skokach, zdawać relację z tego co robi. Nie stawił się tam jednak ani razu... Dlaczego policja nie ścigała bandyty mimo wyroku sądu? Jak się okazuje, nie robiła tego, bo nic o tym nie wiedziała. Decyzja, choć zapadła w sądzie, nigdy nie została wysłana do policji. Albowiem ktoś w sądzie o tym... zapomniał.
- Pracownica, która odpowiadała wówczas za wykonawstwo wyroków, już nie pracuje w wągrowieckim sądzie. Nie możemy więc wyciągnąć wobec niej żadnych odpowiedzialności dyscyplinarnych - przyznaje Dariusz Ratajczak, prezes wągrowieckiego sądu. Jego zdaniem ewidentny błąd, jaki popełniono przed kilkoma laty w kierowanym przez niego sądzie, nie przesądza jednoznacznie o tym, że musiało dojść do ostatniej tragedii.
- Tu ważniejszy był proces resocjalizacji, jakiemu mężczyzna, zgodnie z wyrokiem sądu miał zostać poddany w zakładzie karnym podczas odbywania wyroku w systemie terapeutycznym związanym z zaburzeń preferancji seksualnach - przyznaje prezes.
Jak się okazuje, ten proces także zawiódł. Rodzi się jednak pytanie, czy rozmowy z zespołem psychologów są wystarczające w postępowaniu z wielokrotnymi pedofilami? Krzysztof K. podczas odsiadywaniu wyroku nie był poddawany żadnym zabiegom farmakologicznym, czy „chemicznej kastracji”.
Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?