Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czyją zasługą są wągrowieckie wygrane w lotto?

Arkadiusz Dembiński
Swoich klientów zna na wylot. Bez zbędnych słów dokładnie wie, co ma im podać. Gdyby wygrała w totolotka, wybudowałaby domy dla swoich synów... rozmowa z Wiesławą Budzisz z wągrowieckiej kolektury LOTTO.

Wągrowczanie dobrze Panią znają. Słyszałam opinie, że jest Pani najsympatyczniejszą kioskarką w mieście.
Naprawdę (śmiech)? To bardzo miłe. Znają mnie przede wszystkim osoby, które mieszkają w tym fyrtlu. Sama od 40 lat mieszkam w blokach przy ul. Lipowej. Przychodzą tutaj sąsiedzi, ale nie tylko. Mam stałych klientów także z innych części miasta.

Jak Pani sądzi, dlaczego? Przecież pewnie mają bliżej inne saloniki.
Pewnie tak. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że się chwalę, ale wiem, że wiele osób przychodzi tutaj dla mnie. Jestem gadułą i lubię rozmawiać z ludźmi. Wiele osób, szczególnie emerytów chce sobie pogadać.

O czym?
Dosłownie o wszystkim. Temat znajdzie się zawsze. O marzeniach, co można by kupić za wygrane miliony w totolotka, albo o tematach o którym piszą gazety. Często ludzie do mnie przychodzą i mówią: Wieśka, wiem, że nie jesteś plotkarą, ale słyszałaś, co się tam stało? Mieszkańcy wychodzą z założenia, że skoro pracuję w kiosku, to mam same sprawdzone informacje. W wielu sytuacjach tak faktycznie jest, bo pracując w takim miejscu, nie da się nie znać najnowszych ploteczek z miasta (śmiech).

Jednak ludzie przychodzą tutaj przede wszystkim kupować. Częściej sprzedaje Pani gazety czy lotto?
Od rana gazety, a popołudniami kupony. To wynika z mentalności ludzi. Rano idą na przykład do Intermarche po bułki na śniadanie i wchodzą od razu po dzisiejszą prasę. Wracają do domu, robią sobie kawę i czytają gazetę. Mam wielu klientów, którzy zaglądają tutaj tuż po otwarciu, czyli o wpół do ósmej rano. Kupony lotto kupują wszyscy - i starsi i młodsi. Przecież każdy chce zostać milionerem!

No właśnie. Czy padły tu już jakieś wysokie wygrane?
To było ładnych parę lat temu. Osoba ta wygrała 40 tysięcy złotych w lotto system. Miała wspaniały prezent, bo był to czas między świętami a sylwestrem.
Czyli wie Pani, kim była ta osoba.
Wiem, ale nie powiem (śmiech). Przyszedł się do mnie pochwalić wygraną.

A jest jakaś sytuacja związana z kioskiem, która zapadła Pani w pamięci?
Raz przyszedł do mnie pan, żebym sprawdziła mu kupon. Sam nie wiedział dlaczego, ale wysłał dwa zakłady na te same numery. Kiedy powiedziałam mu, że na obu jest „czwórka” i łącznie wygrał 1100 zł, zrobiło mu się słabo. Kiedy doszedł do siebie, powiedział, że to dzięki mnie i w podzięce dał mi 100 zł. Szczególnie pamiętam tę sytuację, bo były to moje urodziny. W walentynki natomiast również dostałam od klienta 50 zł. Bronię się zawsze rękoma i nogami od takich sytuacji, ale klienci często mówią, że ich wygrana jest moją zasługą.

Jak ludzie reagują na wygraną?
Różnie. Zawsze jest element zaskoczenia i ogromna radość. Niedawno miałam taką sytuację, że kobieta przyszła sprawdzić swój kupon. Trzeba to zrobić w ciągu 60 dni, bo później traci on ważność. Ona przyszła akurat w ostatni dzień. Kiedy dowiedziała się ode mnie, że wygrała „piątkę”, obie uświadomiłyśmy sobie, że jutro kupon będzie już nieważny. Przy mnie dzwoniła do Poznania, że za chwilkę wyjeżdża po pieniążki. Na szczęście poczekali na nią.

A Pani gra?
Regularnie wysyłamy z mężem kupony. Czasami uda nam się coś wygrać, ale nie są to jakieś powalające kwoty.

A co, gdyby udało się Pani wygrać miliony?
Na pewno wybudowałabym swoim synom domy. Z pracy raczej bym nie zrezygnowała, bo mogłabym oszaleć siedząc tylko w domu i pławiąc się w luksusach.

Przejdźmy teraz do klientów. Siedzimy tu już kilkanaście minut, a Pani ich obsługuje, nawet nie pytając, co podać.
A po co pytać, skoro doskonale wiem, po co kto przyszedł. Wiem, że ten pan codziennie czyta taki tytuł, a że tamten kupuje papierosy co dwa dni. Wiem kto gra w dużego lotka, a kto przychodzi po zdrapkę. Przez tyle lat zdążyłam już doskonale poznać klientów. Właściwie mogliby być oni niemowami.

Długo już tu Pani pracuje?
Od 2005 roku. Nadarzyła się okazja, bo pani, która wcześniej prowadziła tu kiosk, ogłosiła, że chce go sprzedać.

W tedy to był jeszcze taki kiosk rodem z PRL-u, gdzie ludzie wkładali głowę do środka, a tyłek zostawiali na dworze (śmiech). Po roku wybudowaliśmy tutaj kiosk jaki jest do dziś.

A jaka jest Pani Wiesia po godzinach pracy?
Przede wszystkim uwielbiam spać, chociaż codziennie muszę bardzo wcześnie wstawać do pracy. Nie lubię gotować i robię to, bo muszę. Z obowiązków domowych uwielbiam sprzątanie, bo przy tym się relaksuję. Lubię słuchać muzyki, a ostatnio odkryłam w sobie pasję do szycia.

Co Pani szyje?
Ostatnio wraz z koleżanką i synem zaczęliśmy szyć krasnale czyli takie świąteczne ozdoby. Materiały kupujemy w lumpeksach, więc ich przygotowanie jest bardzo tanie. Wymaga tylko czasu, bo uszycie jednego zajmuje około pięciu godzin.

A o czym Pani marzy?
Mam supermęża i dwóch cudownych synów. Marzę, byśmy wszyscy byli zdrowi i długo mogli się sobą cieszyć. No i może o tej głównej wygranej w totolotka (śmiec

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto