Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szlakiem zabytkowych kamienic w Wągrowcu. Aleksander Pigulewski pokazał nam budynek, który jest w jego rodzinie do lat

Monika Dziuma
Moda „wnętrzarska” zmienia się bardzo szybko. Dzisiejsze mieszkania są pełne nowoczesnych mebli i sprzętów elektronicznych. Wielu, szczególnie młodych ludzi raczej stroni od antyków. Dlatego postanowiliśmy rozpocząć cykl, w którym będziemy przedstawiać budynki „z duszą”. Jak się okazuje, takich w Wągrowcu nie brakuje. Jednym z nich jest kamienica z numerem 6 należąca do Aleksandra Pigulewskiego, która od wielu lat zdobi wągrowiecki Rynek.

Choć sam budynek jest dużo starszy, w posiadanie rodziny wągrowczanina wszedł niedługo przed okupacją. - Mój dziadek Ryszard Pawłowicz prowadził przed wojną sklepik tekstylno- odzieżowy w kamienicy na Rynku w Wągrowcu. Ale nie w tej, w której obecnie mieszkam, ale po drugiej stronie, pod numerem 20, tam gdzie mieści się obecnie „Rena”. Dziadek stwierdził, że ciąg budynków po prawej stronie Rynku jest atrakcyjniejszy dla klientów. Jak mówił, podróżni idący z dworca PKP mijają go idąc do centrum. Postanowił sprzedać swoją kamienicę, a tę, w której dzisiaj obecnie mieszkam kupił od Żyda. Ponoć wszystkie budynki po tej stronie ulicy należały wówczas do Żydów i Niemców - opowiada Aleksander Pigulewski.

Dalsze losy kamienicy są bardzo ciekawe. Dziadek pana Aleksandra, Ryszard Pawłowicz miał z dwóch małżeństw syna i kilka córek, w tym matkę Aleksandra, Irenę. - Dziadek zmarł w 1930 roku, a babcia niedługo po nim. W kamienicy mieszkały wszystkie ich dzieci, z których moja mama była najstarsza. Kiedy wybuchła wojna, całe rodzeństwo uciekło w kierunku Gniezna. Z racji, że byli ogromnymi patriotami, po powrocie zabrano jedynego brata Walerego do obozu Mauthausen. Jeden z sąsiadów doniósł, że bawił się prochem. Wujek tam zginął - wyjawia.

Jak tłumaczy pan Aleksander, matka i jej siostry jako pierwsze w Wągrowcu, zostały wysiedlone do Sokołowa Podlaskiego. - One już wcześniej były harcerkami, a w czasie wojny brały udział w Powstaniu Warszawskim. Jedna z ciotek, Barbara, została nawet odznaczona krzyżem Virtuti Militari. W Sokołowie mama wyszła za mąż za mojego ojca, Aleksandra Pigulewskiego - mówi.

Do Wągrowca jako pierwsza wróciła jedna z sióstr, Ryszarda. Wkrótce później powróciła reszta, w tym rodzice wągrowczanina. - W tym czasie mama, jako jedyna, miała już męża. Przed wysiedleniem Niemcy pozwolili siostrom, jako że były sierotami, wyposażenie domu ukryć na strychu. Kiedy wróciły, część rzeczy była rozkradziona, ale wiele jeszcze zostało. Co ciekawe, służąca, która została na miejscu notowała, kto co zabrał. Kilka przedmiotów, jak na przykład zabytkowy fortepian, udało się odzyskać. Niestety nie mam go już w domu. Kiedy zakończyła się wojna, jedna z sióstr wyszła za mąż i wyjechała do Sopotu, a druga postanowiła ukończyć studia w Poznaniu i tam też została. Kamienica należała do moich rodziców. W mieszkaniach w kamienicy mieszkali lokatorzy, ale były to czasy kiedy państwo zabierało właścicielom pieniądze za wynajem, dlatego mój ojciec musiał ciężko pracować fizycznie. Budował między innymi Targi Poznańskie - opowiada.

Irena i Aleksander Pigulewscy doczekali się trójki dzieci: Mikołaja, Aleksandra i Anny. - Siostra od 73 roku jest w Stanach, a brat mieszka w Pile. Ja zostałem w rodzinnym domu - mówi.

Kamienica z numerem 6 przy Rynku ma około 3 tysięcy metrów kwadratowych, łącznie ze znajdującymi się najniżej sklepami. Mieszkanie pana Aleksandra ma około 150 metrów kwadratowych. Poza nim w budynku znajduje się jeszcze dziewięć mieszkań, które dzisiaj wynajmują lokatorzy. Na uwagę zasługuje jednak mieszkanie właściciela, które mężczyzna zgodził się nam pokazać. - Nie od dziś wiadomo, że kocham antyki. Dlatego w moim mieszkaniu znajdziemy wyłącznie stare meble, które kiedyś stały w dworkach i pałacach. Choć po wojnie mało zostało w naszym domu, urządziłem je tak, jak wyglądało przed laty - mówi.

Mieszkanie już od progu znacznie różni się od nowoczesnych wnętrz, jakie spotykamy w większości dzisiejszych lokali. Pan Aleksander mieszka na drugim piętrze. Okna z ogromnego salonu połączonego z jadalnią wychodzą na Rynek. Widać z nich fontannę, a także znajdujące się naprzeciwko sklepy i kamienice. - Z jednej strony mieszkam w samym centrum Wągrowca, ale z drugiej to potrafi być trochę uciążliwe. Co z tego, że kilka razy do roku mogę otworzyć okno i posłuchać koncertów. O wiele częściej słyszę krzyczącą młodzież - mówi.

Na 150 metrów kwadratowych mieszkania pana Aleksandra, oprócz wspomnianego już salonu znajdziemy kilka sypialni, dużą kuchnię i sporą łazienkę. Z jednego pokoju przechodzi się do drugiego. - I tak robiłem przez te lata kilka sporych remontów. Starałem się jednak zachować styl i duszę tego mieszkania. Sam na przykład odnawiałem sztukaterię przy suficie. Myślę, że jako człowiek idealnie wpisuję się w styl tego mieszkania. Mógłbym oczywiście urządzić je w nowoczesne meble na wysoki połysk, jednak jestem miłośnikiem wszystkiego co jest stare. W salonie stoją na przykład sofa i fotele, oryginalne Ludwiki sprzed wieku. Każdy mebel ma swoją długą historię - wyjaśnia.

Warto dodać, że dziadek pana Aleksandra kupił jedynie kamienicę przy ulicy. Dopiero w późniejszym okresie dobudowano jej drugą część, od podwórka. Posiadłość to także spory ogród, który sięga prawie do rzeki od strony ulicy Opackiej.

Cytrynowe porządki, czyli ekosprzątanie Ewy Kozioł

Źródło: DDTVN-x-news

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto