Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Świat zza kierownicy. Oto najpopularniejszy taryfiarz w Wągrowcu

Jarek Ziółkowski
Od blisko 20 lat pracuje na taryfie w Wągrowcu, przez ten czas przeżył wiele niezapomnianych przygód, poznał wiele osób. Oto wągrowczanin „Biniu”

Taksówkarz to zawód, który nie należy do najłatwiejszych. Towarzyszy nam od momentu, kiedy człowiek zaczął wytwarzać samochody. Taksówkarzom dopina się często więcej negatywnych opinii niż tych pochlebnych. Najlepiej jednak samemu zweryfikować co jest prawdą, a co nie...

Obecnie taksówkarzy w Wągrowcu zbyt wielu nie ma. Na postoju pomiędzy dworcem PKP i PKS stoi raptem kilka aut. Wśród osób, które korzystały z wągrowieckich taksówek, szczególnie w weekendowe noce, ze świecą szukać osoby, która nie kojarzy 57-letniego Zbigniewa Binkiewicza, większości klientów znanego po prostu jako „Biniu”.
- Czasem jest tak miła atmosfera, że aż miło pracować – mówi o swoich pasażerach pan Zbigniew, który zanim 17 lat temu usiadł za kierownicą wągrowieckiej taksówki, był kierowcą ciężarówki.

- Wszystko zaczęło się w 1996 roku i chociaż jeżdżę już blisko 20 lat, to w Wągrowcu można spotkać kierowców z dłuższym stażem - przyznaje Binkiewicz. Dlaczego wybrał ten zawód? - Wcześniej jeździłem ciężarówkami, pojawiły się jednak problemy z kręgosłupem, dlatego musiałem zrezygnować z tej pracy. Żeby wsiąść do taksówki, namówił mnie kolega. Wszystko potoczyło się tak, że jeżdżę po dziś dzień - dodaje.

Na pytanie o swój pierwszy kurs „Biniu” uśmiecha się od ucha do ucha. - Pamiętam go doskonale. Tego dnia stresowałem się jak nigdy. Kurs okazał się jednak bardzo ciekawy. Przebywający na zgrupowaniu w Wągrowcu sportowcy bawili się w restauracji przy Alejach Jana Pawła II. Wesołe towarzystwo zażyczyło sobie dwóch taksówek, którymi chciało się dostać do OSiR-u. Cała podróż, chociaż krótka, była nader ciekawa - wspomina.
Dziś pan Zbigniew doskonale kojarzy osoby, które co jakiś czas podwozi. Ba, ma nawet stałych klientów.

- Początki nie były wcale tak kolorowe. Nie miałem pojęcia kto wsiądzie do samochodu. Przepływ ludzi był ogromny - mówi i od razu dodaje : - Czy to ryzykowny zawód? Jak w każdej pracy są te lepsze i gorsze momenty. Bywały kursy, że klienci zasypiali w taksówce i miałem problem żeby ich obudzić, niektórzy po paru głębszych nie wytrzymali i nabrudzili w aucie, jeden z pasażerów wziął kurs do Obornik, po czym okazało się, że... nie ma czym zapłacić. Usilnie próbował pożyczyć pieniądze od znajomych, ale nic nie wskórał. Gdy na miejsce przyjechali policjanci, okazało się, że „Mrówa”, bo tak go chyba nazwali - to niezły gagatek. Dostał kilka dni, żeby uregulować należności, pieniędzy nie zobaczyłem po dziś dzień.

Niebezpiecznych sytuacji przez te lata raczej nie miałem. Raz zdarzyło się, że zamiast 15 zł za kurs dostałem... z pięści w szczękę - mówi pan Zbigniew.

Od 2000 roku „Biniu” dostępny jest tylko pod telefonem. - Na postoju jest już kilka taksówek, więc nie ma sensu się tam pchać. Teraz w tygodniu rzadko „coś większego” się trafi. Najwięcej pracy jest w weekendy, dużo osób wraca z imprez. Kilka lat temu brało się kursy do Poznania, a nawet Warszawy.

Dziś moje miejsce pracy to Wągrowiec i okolice. Coraz mniej ludzi zagląda na postój taksówki, prawie każdy ma swoje auto. Dawniej nie było tylu samochodów i praca wyglądała zupełnie inaczej. Myślałem, czy nie poszukać innej pracy, ale po kilku dniach przerwy tęsknię za tym specyficznym klimatem. Ten zawód coś w sobie ma- uważa.

Jak wygląda dzień jednego z najpopularniejszych taksówkarzy w mieście? - Nie mam pojęcia co będę robił za pięć minut - uśmiecha się Binkiewicz. - Cały czas jestem dostępny pod telefonem. Wystarczy, że ktoś zadzwoni i cały rozkład dnia się zmienia, dlatego nie ma co planować - dodaje.

Świątek, piątek czy niedziela. Jak przyznają wągrowczanie, na „Binia” zawsze można liczyć, niezależnie od dnia, ani godziny. - Jeździło się w karnawał, a nawet w Sylwestra. Oj, wtedy to jest bardzo wesoło. Wychodzę jednak z założenia, że to ja jestem dla klientów. Żona czasami jest „trochę” niezadowolona, ale przecież muszę jeździć, żeby zarabiać pieniądze, to w końcu moja praca. Czasami jednak zdarzy mi się wyłączyć telefon. Kilka dni temu byłem w szpitalu. Pierwszy klient, który zadzwonił, gdy wróciłem do zdrowia, stwierdził, że beze mnie to po Wągrowcu poruszać się nie da - mówi z uśmiechem „Biniu”.

Dziś jeździ mercedesem klasy c, którego pieszczotliwie nazywa „dziadkiem”. Na początku swojej przygody z taksówką pan Zbigniew woził wągrowczan popularnym w latach 90-tych polonezem, którego kupił od kolegi z postoju, później przez długi czas vw passatem, od pięciu lat klienci „Binia” podróżują „mercem”. - Z tego co wydarzyło się przez te wszystkie lata, można by napisać pokaźnych rozmiarów książkę - uśmiecha się „Biniu” po czym dodaje :

- Raz na przykład popsuło się auto, które pomagali zapychać klienci.
Jak sam przyznaje, najwięcej pracy ma latem, gdy jest brzydka pogoda ludzie wolą zostać w domu. - W wakacje przyjeżdża też sporo osób zza granicy. Język obcy nie jest problemem, wszystko można przecież wyrysować na kartce - uśmiecha się taksówkarz.

Wszyscy, którzy chcą kiedykolwiek skorzystać z usług „Binia”, mogą dzwonić pod numer: 502 926 689.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto