Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wągrowiec - Rodzice oskarżają lekarza

Arkadiusz Dembiński
Rodzice mają nadzieję, że teraz ich synek będzie już zdrowy. Malec ma już jednak za sobą operację
Rodzice mają nadzieję, że teraz ich synek będzie już zdrowy. Malec ma już jednak za sobą operację FOT. Arkadiusz Dembiński
Franek jest trzecim dzieckiem państwa Moniki i Jarosława Mikołajczaków z Wągrowca, pierwszym synem. Wcześniej małżonkowie cieszyli się z narodzin dwóch córeczek. Syn przyszedł na świat w piątek 8 października. - Urodził się po czasie. Poród był wywoływany sztucznie. Był bardzo dużym niemowlęciem. Ważył 4,5 kilograma - wspomina pani Monika. - Synek otrzymał dziewięć na dziesięć punktów w skali Abgara, można rzec, że to okaz zdrowia - dodaje pan Jarosław. W niedzielę mama z dzieckiem miała opuścić szpital. - W sobotni wieczór synek zaczął jednak sinieć. Pielęgniarki natychmiast zawiadomiły o tym lekarza dyżurnego.

Wystraszona zadzwoniłam do męża, że z naszym synkiem dzieje się coś złego - tłumaczy pani Monika. Pan Jarosław wspomina, że natychmiast przyjechał do wągrowieckiego szpitala. - Z informacji, jakie przekazały nam pielęgniarki, wynikało, że takie zsinienie może być spowodowane zapaleniem płuc lub problemami z sercem. Lekarz nie chciał udzielać nam żadnych informacji o stanie naszego dziecka. Synka położył w inkubatorze, po czym lekarz poszedł do swego gabinetu. Widząc, że z synkiem jest coraz gorzej, zacząłem naciskać na niego, aby w końcu coś zaczął robić. Wówczas zlecił prześwietlenie płuc. Pokątnie od personelu niższego szczebla dowiedziałem się, że synkowi podawane są jakieś leki, w tym antybiotyki. Spytałem więc lekarza wprost: co dzieje się z naszym dzieckiem.

Niestety, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Z informacji, jakie przekazał nam ginekolog, który opiekował się żoną podczas ciąży, wynikało, że synek nie ma problemów z płucami. Nie widząc żadnej reakcji ze strony wągrowieckiego lekarza, zacząłem prosić go, aby karetką przewieziono Franka do szpitala w Poznaniu. Chciałem pokryć wszelkie koszty transportu. Jednak lekarz tylko wykpił moją prośbę. Usłyszałem jak rozmawiał z innym lekarzem. Ten drugi stwierdził: „przyjedzie Krycha [chodziło o Krystynę Skrzycką, ordynator oddziału noworodowego - przypis red.], to zdecyduje co dalej“. Absolutnie nie rozumiem takiego zachowania. Jeśli nie wiedział, co dolega naszemu synkowi, to powinien go ratować, przewożąc do specjalistycznego szpitala. Słyszałem tylko, jak pielęgniarki z oddziału, widząc brak reakcji lekarza na zły stan dziecka, probówały się dodzwonić do pani ordynator. Tylko dzięki ich trosce nasz synek żyje - uważa ojciec chłopca.

W końcu do szpitala dotarła ordynator Skrzycka, choć nie miała tego dnia dyżuru. - Wezwała karetkę, której nie chciał wezwać wcześniej lekarz. Gdy przyjechała specjalistyczna załoga pogotowia z Poznania, to lekarka od razu stwierdziła, że to niewydolność serca. Synek trafił do poznańskiej placówki, ale od momentu, gdy coś złego zaczęło się z nim dziać, do przyjazdu karetki minęło aż sześć godzin. Przez ten czas mogło się wiele wydarzyć... W szpitalu przy Szpitalnej w Poznaniu potwierdzono przypuszczenia załogi karetki. Rano zostaliśmy poproszeni z żoną o szybki przyjazd i podpisanie zgody na operację - tłumaczy ojciec chłopca. Okazało się, że synek państwa Muszyńskich miał poważną wadę serca, która wymagała zabiegu chirurgicznego. - Na to schorzenie negatywnie wpływa podawanie tlenu. A ten, jak wynika z karty ze szpitala, kazał podawać mu lekarz w Wągrowcu. Nie dość, że podjął złą diagnozę, nie pomógł dziecku, to jeszcze zaszkodził. Boimy się, że nasz synek może mieć jakieś komplikacje zdrowotne. Jak tłumaczyli nam lekarze w Poznaniu, trafił do nich w stanie ciężkim. Gdyby czekano do rana, tak jak chciał tego lekarz w Wągrowcu, synek mógłby nie przeżyć - żali się pan Jarosław.

Mężczyzna złożył już skargę do dyrektora szpitala. Zawiadomił także wągrowiecką prokuraturę. - Dla mnie zachowanie tego lekarza spełnia przesłanki przestępcze - uważa ojciec. Sprawę wągrowiecka prokuratura przekazała do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, a to z racji współpracy na linii ZOZ a jednostka w Wągrowcu.
Błędu w postępowaniu lekarza nie widzi Emilia Jagat, dyrektor ZOZ. - To lekarz z bardzo długim stażem pracy. Nigdy wcześniej nie było na niego żadnej skargi. Oczywiście bardzo współczuję rodzicom z powodu choroby dziecka - tłumaczy dyrektor. Nic sobie do zarzucenia nie ma także sam lekarz. - Robiłem wszystko co mogłem. Po kolei wykonywałem kolejne badania, które miały określić co dolega dziecku. Cały czas byłem także w kontakcie z panią ordynator - tłumaczy. Czy popełnił błąd? To zbada Izba Lekarska, którą chce zawiadomić ojciec dziecka. - Chcę wystąpić z powództwem cywilnym przeciw temu lekarzowi. Nie chcę pieniędzy. Chcę, żeby zadośćuczynienie trafiło do poznańskiego szpitala, który pomógł synkowi.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto