Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy kobietom jest trudniej w biznesie? "Wszystko zależy od okoliczności". Rozmowa z Aliną Kliszewską, właścicielką pasmanterii w Wągrowcu

Alicja Tylkowska
Alicja Tylkowska
Pasmanteria S.K - Firany Aliny w Wągrowcu
Pasmanteria S.K - Firany Aliny w Wągrowcu Alicja Tylkowska
Alina Kliszewska z Wągrowca jest sercem i duszą lokalnej pasmanterii, która jest nie tylko sklepem, ale prawdziwym centrum inspiracji dla miłośników szycia. Poznajmy bliżej tę barwną przestrzeń, gdzie spotykają się lokalna tradycja, unikalność produktów i... wspólnota kreatywnych dusz.

Pasmanterię przy ul. Kolejowej 30 w Wągrowcu zna praktycznie każda wągrowczanka. Właścicielką jest Alina Kliszewska, która sklepik prowadzi wraz z mężem, Sławomirem Kliszewskim. Kiedyś siedziba mieściła się przy ul. Bydgoskiej. Pasmanteria ta jest jedną z 4 na terenie Wągrowca. Panią Alinę można zaliczyć do kobiet biznesu. Postanowiliśmy porozmawiać o tym, czy kobietom jest trudniej na rynku oraz o kondycji sklepów z pasmanterią.

Kobieta w biznesie - łatwo, czy trudno się w tym odnaleźć?
To wszystko zależy od okoliczności, ale w dzisiejszych czasach jest trudno, to duże ryzyko. Wiąże się to z kosztami utrzymania. Właściwie płeć nie ma tu aż takiego znaczenia - liczą się chęci, cierpliwość no i jakiś poziom pasji. Jestem właścicielką, która jest również sprzedawcą. Każdego dnia jestem taką kobietą za ladą <śmiech>

Jak długo już Pani toczy to biznesowe koło?
Wiele lat. Wcześniej było lepiej, handel był jakiś fajniejszy, można powiedzieć, że bardziej "człowiek-człowiekowi". A teraz, w dobie tak ogromnej ilości marketów, małe biznesy, to nie jest lekki kawałek chleba. Może w Wągrowcu jest trochę łatwiej, gdzie sporo ludzi, po prostu, zna się ze sobą, ale w wielkich miastach grozi już to upadkiem interesu. W marketach można dostać właściwie wszystko no i cena robi swoje. Większość ludzi chciałoby najtaniej, ale czasem się tak nie da. Dobra jakość, to często większy koszt zakupu.

Kto wpadł na pomysł Waszego biznesu?
Syn! Miał wtedy 17 lat. To było tak, że ja, na początku, zaczęłam z firanami. Na Bydgoskiej, jeśli ktoś pamięta, był sklep. Obok zwolniło się pomieszczenie i była możliwość podnajęcia. Zaświeciły nam się oczy! Długo myśleliśmy nad tym, jakiego typu mógłby być to sklep. Jednym z pomysłów był nawet...monopolowy! <śmiech> I wtedy syn mówi, że skoro mamy firany, to przydałaby się pasmanteria. To się przecież wiąże tematycznie. I okazało się, że to dobry pomysł. Bo wcześniej kupowałam dodatki pod klienta: jakieś lamówki, czy koronki, no i biegałam po mieście. A czasu było mało. Klient, jak przychodzi, to woli mieć wszystko na miejscu, czyli zobaczyć, dotknąć i ocenić. Więc otworzyliśmy pasmanterię.

Jak obecnie mają się pasmanterie i czy w nich jest rzeczywiście przyszłość?
Och, powoli, niestety, zanikają. Na szczęście jednak do łask wracają tzw. robótki ręczne - szydełkowanie, czy robienie na iglicach. I to w każdym wieku! Nawet małe dziewczynki się za to biorą. Hafciarki są u nas częstymi gośćmi. A jeśli chodzi o przyszłość - trudno powiedzieć. Jednym słusznym spostrzeżeniem jest to, że w marketach towar z tego zakresu nie powtarza się. Jak jest dostawa, to jest ona zazwyczaj tylko raz. Jeśli klient chciałby coś po raz drugi dokupić, to niestety najczęściej nie da rady. My możemy natomiast zamówić towar powtórnie. Mamy katalogi, więc jest co wybierać i w razie, jakby zabrakło - domówić. Klient nie musi kombinować. I to jeśli chodzi o wełnę, dodatki i firanki.

Macie w ofercie także sezonówki, - ozdoby i drobiazgi - np. na święta. Czy to się sprzedaje?
W miarę tak. Najwięcej sprzedajemy ozdób na Boże Narodzenie. Choć np. Wielkanoc, może z racji, że jest radośniejsza, bardziej wiosenna - z króliczkami i kurczakami - również. Nie ma jakiejś falowości, sprzedajemy to na jednym poziomie.

Czy, jeśli padłaby propozycja zmiany fachu, bądź branży - gdzie, najbardziej, odnalazłaby się Pani?
Pasmanteria, to moja miłość, ale bardziej jednak firanki. Lubię szyć, ozdabiać, wymyślać ciekawostki. Na początku jednak, przy wyborze zawodu, to chciałam być...pielęgniarką! <śmiech>. Wyszło jednak, jak wyszło. Czy otworzyłabym inny biznes? Chyba nie odważyłabym się. Kiepskie czasy.

W sklepie panuje prawie rodzinna atmosfera - jak to robicie?
Jesteśmy rodzinni, to prawda. Lubimy tacy być, a to przecież również wpływa na klientów. To także pewna naleciałość z dawnych czasów. Przecież małe, lokalne sklepiki, które lata trwały, zawsze były bardzo przyjazne klientom. Tak nas uczono - szacunku, uśmiechu - to ważne. Ludzie wtedy chętniej wpadają do sklepu, nawet niekoniecznie na zakupy, ale żeby się przywitać, porozmawiać o wiośnie. Wszyscy u nas dobrze się czują, a my cieszymy się z tego, jak dzieci <śmiech>. Latem nawet, w czasie upałów, proponujemy...darmową lemoniadę! Robimy ją samodzielnie!

Czego możemy życzyć kobiecie w biznesie?
Tak po prostu wspaniałych, uśmiechniętych klientów, jakichś utargów no i zdrowia. Chciałabym jeszcze dotrwać w tym biznesie do emerytury i jednak nie musieć zmieniać branży <śmiech>

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto