Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Natchnienie przynosi życie. Pani Klara z Wągrowca w swoich poematach zawiera najważniejsze prawdy

Monika Zaganiaczyk
Monika Zaganiaczyk
Pani Klara przeczytała nam kilka swoich wierszy
Pani Klara przeczytała nam kilka swoich wierszy Monika Dziuma
W powiecie wągrowieckim nie brakuje wspaniałych artystów. Pisaliśmy już o lokalnych malarzach, rzeźbiarzach czy hafciarkach. Artystyczne dusze to także poeci. Swoimi poematami podzieliła się z nami wągrowczanka Klara Śliwińska.

Wągrowczanka Klara Śliwińska zdradziła nam, że wiersze pisze od najmłodszych lat. Sama przyznaje, że nie wie, skąd wziął się u niej ten talent. Pewnego razu na lekcji nauczyciel poprosił dzieci o napisanie kilku słów. Jak wspomina, ona poradziła sobie z zadaniem najlepiej.

- Być może mam to w genach, gdyż moja babcia - mama mojej mamy - także pisała wiersze. Niestety, zeszyty z jej zapiskami uległy zniszczeniu - przyznaje.

Pani Klara to bardzo ciepła, ale i skromna osoba. Przez całe życie pisze "do szuflady". Nam zgodziła się pokazać swoje poematy, które odręcznie pisze w niekiedy pożółkłych już zeszytach. Inspirację i natchnienie daje jej życie - zazwyczaj opisuje ważne dla niej wydarzenia.

Wśród wielu napisanych przez wągrowczankę wierszy naszą uwagę przyciągnął bardzo długi poemat o tytule "Powrócić do rodzinnych stron - opowiadanie z czasów okupacji ". Pani Klara pochodzi z Turzy. Jako dziecko wraz z rodzicami przeżyła 6-letnie wygnanie na Lubelszczyznę. Już jako dorosła kobieta, swoje wspomnienia z tamtych czasów przelała na papier.

Pani Klara swój poemat rozpoczyna od beztroskich wspomnień czasu dzieciństwa. Jej rodzice prowadzili w Turzy gospodarstwo rolne. Ojciec uprawiał rolę oraz zajmował się pszczołami.

Za sadem był staw okolony dużymi drzewami, na stawie gęsi i kaczki,
W wodzie pływały karasie, szczupaki, w gałęziach sroki- krzykaczki.
Pamiętam dokładnie swego ojca jak dreptał za końmi w polu,
Uprawiał tę ziemię bardzo dokładnie, by nie rodziła kąkolu.
Potem patrzyłam na łany zbóż, lecz tych wartości niewiele rozumiałam.
Pamiętam jak ojciec brał ramki z uli, kręcił w maszynce, a miód sobie płynął
Zbiór miodu był słodką godziną.

Dzień, kiedy beztroską sielankę przerwało wkroczenie Niemców, pani Klara, choć była małą dziewczynka, doskonale zapamiętała. Rodzina, z właścicieli domów, stała się nagle służącymi niemieckiej rodziny. Po jakimś czasie pani Klara, jej rodzice i rodzeństwo zostali zabrani wozem na stację, gdzie Niemcy wsadzili ich do pociągu.

Wreszcie dojechał pociąg gdzie trzeba, a tam się już tory skończyły
Powyrzucali nas wszystkich na stację, gdzie ciężarówki przybyły.
Załadowano na samochody i dalej w drogę przed siebie.
W odkrytych wozach, w ulewnym deszczu. Boże- czy jesteś Ty w niebie?
Tak przemoczeni do suchej nitki dowieźli do dużej wioski,
Znów wyrzucili nas roztrzęsionych- nie było tu żadnej troski.
Tak zostawili nas na podwórku- mokrych i trzęsących się z zimna,
Mam a prosiła: Zabierz nas Boże. To nasza ostatnie godzina.

Rodzina, u której wylądowali dała im, jak czytamy w wierszu pani Klary, dach nad głową. Tutaj zdarzyło się coś nieoczywistego. Kiedy ojciec poprosił gospodarza o snopek słomy, by mógł zrobić posłanie dla dzieci, znalazł w środku broń. Uczciwie oddał ją gospodarzowi, za co ten odwdzięczył się gościnnością.

Jako, że ojciec znał język niemiecki, często był tłumaczem. Na miejscu znalazł także pracę w zlewni mleka.

Wydarzeniem, które utkwiło w pamięci pani Klary był moment, kiedy poszła z koleżanka podglądać Żydów podczas ich modlitwy. Wtedy to zdarzyło się coś, za co obie mogły przypłacić życiem. Niemcy wzięli dziewczynki za Żydówki i prowadzili na rozstrzelanie. Na szczęście ojciec kobiety usłyszał w tłumie jej krzyki.

Niemcy uwierzyć nie chcieli, mówiąc, że Żydzi tu sami
My ciągle krzycząc donośnie - och! My tutaj z Żydami.
Następnie ojciec wyciągnął dokument ze zdjęciem całej rodziny,
i udowodnił pomyłkę - to były grozy godziny.

A oto treść całego wiersza:

Powrócić do rodzinnych stron - opowiadanie z czasów okupacji

Może ktoś młody - tak w wolnej chwili uchyli karteczki z złą treścią,
Może poczyta w wielkiej zadumie,dzieląc się tą opowieścią.
A może starsi swe dłonie wyciągną - to dla nich też może coś znaczy,
którzy być może też doświadczyli, jak "smaczny" jest chleb tułaczy.
Tych parę kartek, tych kilka zwrotek, wspomnień - co życie nam dało,
Wszystkie przeżycia "przysmaku wojny" w pamięci na zawsze zostało.
Cały świat cierpiał, wszystkie narody, ginęły niewinne istnienia,
Dlaczego człowiek- istota ludzka na wojnie nie ma sumienia?

Moi rodzice wywodzili się z rodziny rolniczej, uczyli się języka niemieckiego,
Gdyż w tym okresie nie wolno było dzieci uczyć języka polskiego.
Nasz region poznański był wtedy już pod zaborem pruskim,
Inne regiony Polski pod zaborami Austriackim i Ruskim.
Ja urodziłam się na malowniczej wsi należącej do regionu Pałuki,
Wychowali mnie rodzice z rodzeństwem, uczyli posłuszeństwa, kochać przyrodę, uczyli rolniczej sztuki.
Dom, w którym mieszkaliśmy był raczej nieduży, ale czysty i zadbany,
I jak na ówczesne czasy przystało, dla nas był domem kochanym.
Przy domu był piękny ogród warzywny i sad z drzewami owocowymi,
A w nim miasteczko małych pszczelich domków kolorowo malowanymi.
Pamiętam piękne kwiatki w ogrodzie, różnorakie - w kolorze tęczy,
Lecz one nigdy nie były puste, mówiłam: Mamo! Gdzieś pszczółka brzęczy!
Za sadem był staw okolony dużymi drzewami, na stawie gęsi i kaczki,
W wodzie pływały karasie, szczupaki, w gałęziach sroki- krzykaczki.
Pamiętam dokładnie swego ojca jak dreptał za końmi w polu,
Uprawiał tę ziemię bardzo dokładnie, by nie rodziła kąkolu.
Potem patrzyłam na łany zbóż, lecz tych wartości niewiele rozumiałam.
Pamiętam jak ojciec brał ramki z uli, kręcił w maszynce, a miód sobie płynął
Zbiór miodu był słodką godziną.

Lata mijały, czas płynął uparcie, którego nie można zatrzymać,
Okres dzieciństwa też szybko mija, aby go wiele wspominać.
Minęła wiosna, nadeszło lato, łany zbóż stanęły już w bieli,
Pamiętam ojca razem z mamą przy kosie - jak zboże cięli.
I już się zbliża okrutna zima, mróz szczypał w palce i w uszy,
Okna zakute w przepiękne kwiaty, z których się żaden nie ruszył.
Siedząc tak w domu w przytulnej izbie rodzice o wojnie szeptali,
Wtem czyjeś kroki pukanie do drzwi - nam Niemcy wizytę składali.
Już id tej chwili - tak powiedzieli - nie macie tu nic do szukania,
Właścicielami my tu będziemy, a wy tu do pomagania.
I wprowadzono niemiecką rodzinę pod dach, gdzie tak dobrze było,
A potem grożąc moim rodzicom wszystko się dla nas skończyło!

Niemiecka pani w izbie zasiadła, coś po niemiecku krzyczała,
I kręcąc głową w lewo i w prawo rękami wymachiwała.
Bardzo rodzice to przeżywali, nie mogli pogodzić się z losem,
wojna z Hitlerem wszystko sprawiła. To życie stało się ciosem.
Zima tak trwała, mróz był okrutny, za ścianą libacje trwały,
Głośne okrzyki przy alkoholu, a potem padały strzały.
To dla zabawy sobie strzelali do drzwi i gdzie tylko się dało,
Rankiem to mama sprzątać musiała, gdzie kilku pijanych spało.
Takie libacje trwały dość często, w izbach czuć było chłodem,
Niemcy wyciągali ramki z uli, bo chcieli pić wódkę z miodem.

Zima wciąż trwała, mróz bardzo doskwierał,ojca zapasy węgla spalone,
Wtedy to Niemcy wpadli na pomysł i drzewa w sadzie były ścinane.
Serce moje - ojciec powiedział - tego tu nie wytrzyma,
Wycinać drzewa, wywracać ule, kiedy na dworze zima.
Przyszła już wiosna - mokra i zimna, chłód nam bardzo doskwierał,
Wtem wpadli Niemcy wojskowym wozem, który nas wszystkich zabierał.

Potem wywieźli na jakąś stację, a tam jeszcze obrabowano
I podstawiono bydlęce wagony, w których nas dalej wysłano.
Zobozowano nas wszystkich w Poznaniu, w cuchnących stajniach po koniach,
Mama płakała siedząc na słomie tuląc nam główki w swych dłoniach.
Beztroskie dzieciństwo nagle prysnęło, nie było kwiatków na łące,
Brakło żywności, nie było chleba, a tylko serca rodziców gorące.
Niemcy chodzili tam ciągle wokoło sprawując pieczę nad nami,
Wszyscy wygnańcy modlili się głośno: Boże! Co będzie z nami?

Czas wolno płynął, dzień za dniem mijał,dla wszystkich to koszmar prawdziwy.
Hitlerze, coś zrobił z ludźmi! Człowieku tak niegodziwy!
Po długim czasie obozowania Niemcy znów w akcję wkroczyli
I goniąc wszystkich z tej końskiej stajni w bydlęce wagony wpędzili.
Koła wagonu głośno stukały, ciągle tym samym taktem
Chyba już wiozą nas na zagładę. Koszmar stał się faktem.
Pociąg wciąż jechał bez zatrzymania, duszno w wagonie było
Nikt nie zapytał, gdzie się załatwić. A kogoż to obchodziło?
Jacyś panowie wraz z moim ojcem wyrwali deski z podłogi
Robiąc w wagonie dużą szczelinę. Powiew powietrza był błogi.
A pociąg wciąż jechał i jechał, oddalał od stron rodzinnych,
Z ludźmi w ciemnych wagonach wiózł setki istnień niewinnych.

Wreszcie dojechał pociąg gdzie trzeba, a tam się już tory skończyły
Powyrzucali nas wszystkich na stację, gdzie ciężarówki przybyły.
Załadowano na samochody i dalej w drogę przed siebie.
W odkrytych wozach, w ulewnym deszczu. Boże- czy jesteś Ty w niebie?
Tak przemoczeni do suchej nitki dowieźli do dużej wioski,
Znów wyrzucili nas roztrzęsionych- nie było tu żadnej troski.
Tak zostawili nas na podwórku- mokrych i trzęsących się z zimna,
Mam a prosiła: Zabierz nas Boże. To nasza ostatnie godzina.
Gospodarz wyszedł, wskazał nam miejsce: Dziś dla was tylko to mamy,
Dopiero później, gdy posprzątamy, to jedną izbę wam damy.
Ojciec poprosił o snopek słomy, żeby uścielić nam łoże,
Myśmy się trzęśli w wielkiej gorączce - czy to już koniec mój Boże?
Przy tym westchnieniu cud się nam zdarzył, w tym snopku ojciec broń znalazł,
Natychmiast odniósł ją gospodarzom: Ja tego nie chcę, zabierzcie to zaraz!

I już gospodyni nas przygarnęła, przy ogniu się ogrzać kazała,
Podała chleba, podała mleka, nam chorym bańki stawiała.
Potem gospodarz ojcu powiedział: Człowieku, nie zdradź, bo zginę
Niemcy już zgładzą mnie z tego świata, zabiją całą rodzinę.
Broni nie wolno posiadać było, gdyż broń to wyrok człowieka,
Gospodarz wiedział o t m dokładnie, jakiej się kary doczeka.
Jednak ten człowiek zaufał rodzicom, był pewien, że zdrady nie będzie,
Tak bardzo przeżył całe zdarzenie, za ojcem chodził wszędzie.

Gdy dzień się zbudził w promieniach słońca rodzice z barłogu wstali.
Kazali czekać aż oni wrócą. Księdzu wizytę składali.
Tam poprosili o jakąś pomoc - dopomóż nam księże drogi
My tu wygnańcy z małymi dziećmi. Los rzucił nam kłody pod nogi.
Dobry był wówczas ten kapłan, na jedną kartę postawił.
Biedni wy ludzie, ja wam pomogę i za nas mszę świętą odprawił.
Dobry Bóg jednak czuwał nad ludźmi i nas swą łaską obdarzył,
Już chleb się znalazł w matczynej dłoni - następny cud się tam zdarzył.
Chleb był na stole, choć także w przenośni, bo przecież stołu nie było,
Każdy swą pajdę trzymał kurczowo. Już się nam lepiej żyło.

Była już wiosna, ptaszki ćwierkały ,drzewa zielenią okryły,
kwiatki na łące pozakwitały, a słońce chmury przykryły.
Ten dzień pamiętam jak Niemcy wpadli i tatę do wozu zabrali
W czarnych mundurach, w wysokich butach coś po niemiecku gadali.
Mama myślała, że to już koniec, męża i ojca zabrali
A oni tylko, by im tłumaczył, języka polskiego nie znali.
Maleńkie serca w dziecięcych piersiach szybszym rytmem stukały,
Biedne my dzieci w tym młodym wieku- smak grozy myśmy poznały.
A potem w gminie postanowiono zlewnię mleczarską otworzyć,
I właśnie ojciec dostał tam pracę - inaczej mógł życie ułożyć.
Niemcy tam ciągle wizytowali, miał ojciec tłumaczyć im wszystko,
I jemy zaraz opowiadali - tu żydów jest środowisko.
I partyzantów tu nie brakuje, ta wioska to znak zapytania
My dobrze wiemy co się tu święci i bez żadnego gadania.
Mówili dalej, że będą łapanki, "Tych Żydów wytłuc należy
Niech nie istnieją na kuli ziemskiej, niech się to plemię nie szerzy".

Noc już minęła, był piękny poranek, a słońce swą kulę wznosiło,
Poszłam z koleżanka tam, gdzie wielu Żydów się modliło.
Jednak bawiła nas ta modlitwa, patrząc na Żydów ukłony
Skiwali głową do przodu, do tyłu, a wyraz ich twarzy skupiony.
A potem padlina klęczki, swą głową tykając podłogi,
Jakże ich wiara wymowna, wznosząc do góry wzrok błogi.
Wtem krzyki od zewnątrz dochodzą, razem z tym psów ujadanie,
Niemcy wokoło nas otoczyli, już pędzą na rozstrzelanie.
Wpędzono nas pod remizę, rzędami stawiając pod ścianą,
Niemcy stawiali wyroki - życie nam było przegrane.
Ojciec pracując w mleczarni usłyszał jakieś krzyki,
Tato ratuj nas biedne - zrywając ze strachu guziki.
Ojciec wymieszany z Żydami po krzyku nas rozpoznaje,
Zaraz się zbliżył do Niemców krzyk córki tutaj poznaje.
Niemcy uwierzyć nie chcieli, mówiąc, że Żydzi tu sami
My ciągle krzycząc donośnie - och! My tutaj z Żydami.
Następnie ojciec wyciągnął dokument ze zdjęciem całej rodziny,
i udowodnił pomyłkę - to były grozy godziny.

Gdy ojciec powrócił już z pracy bez słowa przyciągnął do siebie
Język niemiecki to sprawił. Już byłabyś w piekle lub w niebie.
Wtedy to pierwszy raz w życiu ból ręki ojcowskiej poznałam
Należna swą porcję dostałam.
Eskapad już naszych nie było, a Żydzi się już ukrywali
Zostało niewielu tych ludzi, bez winy swe życie oddali .

W zbiorach pani Klary, która do tej pory tworzy wiersze, jest wiele poematów. Oto inne dzieło wągrowczanki:

"Ludzkie istnienie"
Szczęśliwy to czas dla rodziców, gdy dziecko na świat przychodzi
Maleńkie, bezbronne, niewinne. Raz się żyje, raz na zawsze odchodzi.
Rośnie maleńki człowieczek, poznaje ten świat kolorowy,
Lecz nie wie jeszcze o tym, że nie jest on taki różowy.
Już jest dorosłym człowiekiem, nikt nie wie co los mu przyniesie,
Życie radosne czy smutne. To już wpisane z życiowym "notesie".
Bo życie to księga z wieloma kartkami. Te kartki zależą od życia.
Los przygotował co komu pisane- tu nie ma żadnego odkrycia.
Niekiedy człowiek ma dobrą passę, wszystko mu w życiu wychodzi
To los łaskawy- jak dobra wróżka, szczęście na co dzień przywodzi.
Taki to człowiek, żyje beztrosko - fortuna stanęła w progu,
Łapiąc to szczęście, bo los tak karze, może zapomnieć o Bogu.
Biorąc w swe dłonie swe życie- jak leci. bo cóż nam innego zostało?
Zły los, niedola, jakieś nieszczęścia, życie kopniaka nam dało.
Oto niejedno ludzkie istnienie boryka z trudnością się losu
Dlaczego szczęście tam nie przychodzi, gdzie nędza doszła do głosu?
Życie człowieka, krótkie czy długie wpisane w losowej księdze
W zdrowiu, w chorobie, w dużym cierpieniu spełnić się musi - inaczej na pewno nie będzie.
Życie upływa, mijają lata, jeśli nam los przeżyć każe,
W dobie złych chorób, napaści, zbrodni. Co dalej? Los nam ukaże.
Jak tu nie wierzyć losowej księdze? Jej kartki to dni przeżyte
Jak z kalendarza spadają co dzień, jednak nie wszystkie odkryte.
Kto je odkryje lub kto je wyrwie? - Do końca będzie zagadką
Musi się spełnić co los nam wpisał w tę księgę z grubą okładką.

Wiersz o mojej wsi
Wioska, w której mieszkamy nazywa się Turza,
Jest maleńka -nie duża.
Są piękne nowe domy z wielkimi oknami
Lśniące kolorowymi ścianami.
Przy domach ogrody, takie piękne i duże,
A w nich żonkile, stokrotki i róże.
I las wysoki- sosnowy, pachnący żywicą,
I brzozy srebrzyste, co w słońcu się świecą.
I te łany zbóż złociste na wietrze chwiejące
W promieniach słońca tonące.
Krajobraz jest tu piękny, bogaty
W zielone drzewa, kolorowe kwiaty.
I piękne niebo nad nami błękitem spowite
Jak niezapominajki maleńkie na ziemi ukryte.
Wieczorem, gdy srebrna mgła się rozlewa,
Ktoś smutną melodię śpiewa.
A nutka ta błądzi - od drzwi do drzwi
Lecz nikt jej nie słyszy- nasza wieś śpi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto