Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia z dzieciństwa. Jacy byliśmy przed laty - opowiadają mieszkańcy powiatu

ADE, MDZ, ECZ
MARCIN MOEGLICH: Swoje dzieciństwo wspominam jak wielką przygodę. Miałem sąsiedzką grupę przyjaciół i sporo kuzynostwo. Większość czasu spędzaliśmy w terenie. W sadzie mieliśmy własną wioskę indiańską, na łące boisko piłkarskie, a w stodole całe zaplecze sportowe. Ogólnie nazwałbym ten czas „dzieciństwem ze zdartymi kolanami”. Nie było w nim miejsca na nudę.
MARCIN MOEGLICH: Swoje dzieciństwo wspominam jak wielką przygodę. Miałem sąsiedzką grupę przyjaciół i sporo kuzynostwo. Większość czasu spędzaliśmy w terenie. W sadzie mieliśmy własną wioskę indiańską, na łące boisko piłkarskie, a w stodole całe zaplecze sportowe. Ogólnie nazwałbym ten czas „dzieciństwem ze zdartymi kolanami”. Nie było w nim miejsca na nudę. arch. prywatne
Aniołek czy raczej mały diabełek? Grzecznie odrabialiśmy lekcję czy woleliśmy ganiać z kumplami za piłką? Jak wspominamy czasy swojego dzieciństwa? Zapytaliśmy o to mieszkańców naszego powiatu. Jakimi oni byli dziećmi?

Nieważne, ile mamy lat. Trochę dziecięcej radości powinno towarzyszyć nam na co dzień. Jak po latach wspominamy swoje dzieciństwo?

Dyrektor Powiatowej Biblioteki Publicznej w Wągrowcu Elżbieta Rożnowska wyjaśnia, że uwielbiała jeździć do dziadków na wieś. - Moje dzieciństwo było zupełnie inne od dzieciństwa moich córek. Nie było Internetu, smartfonów, gier komputerowych i jak myśmy żyli zapytają współczesne dzieci i młodzież. Otóż było super, mogę zapewnić, że nikt się nie nudził. Naszym głównym i najważniejszym zadaniem było wstawić się od rana do wieczora na podwórku. Miałam szczęście, że moi dziadkowie mieszkali na wsi i to tam zaraz po lekcjach w piątek jeździłam pociągiem. Niezapomniane super czasy, które wspominam z nostalgią. Bawiliśmy się m.in. w klasy, w dwa ognie, w chowanego, skakaliśmy w gumę, graliśmy w państwa i miasta. Nikt nie siedział w domu, podwórka tętniły życiem. W biegu jedliśmy każdy posiłek, żeby jak najszybciej wyjść do koleżanek. Czas spędzaliśmy w pobliskim sadzie, parku i nad jeziorem. Zimą uwielbialiśmy zjeżdżać na workach wypchanych słomą po śniegu z górki na jezioro. W szkole podstawowej należałam do harcerstwa kontynuując to również w szkole średniej, gdzie wyjeżdżaliśmy na obozy. Uwielbiałam też recytować wiersze, brałam udział w różnych konkursach recytatorskich. Praca w bibliotece to czysty przypadek, nigdy nie myślałam, że zostanę bibliotekarką. Po skończeniu szkoły średniej złożyłam kilka podań o pracę i... tak zaczęła się moja przygoda z książką, która trwa już 32 lata. Dzieciństwo wspominam bardzo mile, uważam, że byliśmy o wiele szczęśliwsi bez tych wszystkich nowych technologii. Przyjaźniliśmy się naprawdę, spotykaliśmy się codziennie, nikt do nikogo nie dzwonił, bo wiadomo było gdzie się spotykamy, nie było tysiąca wirtualnych znajomych. Dla mnie to były czasy prawdziwe, nikt nie pędził, rozmawialiśmy ze sobą, byliśmy dziećmi szczęśliwymi - powiedziała nam pani Ela.

Wągrowiecki radny miejski Robert Kotecki zapytany o czasy swojego dzieciństwa zdradził, że kiedy nam o nim opowiadał, szczerze się wzruszył. - Dzieciakiem to ja byłem zaliczanym do aniołów. Ponieważ byłem pierwszym dzieckiem w rodzince w pokoleniu moich rodziców i wujów, pierwszym wnukiem czyli tak zwanym rodzynkiem. Miło wspominam dzieciństwo. Pamiętam jak moja mama, pracując w ZOZ w Wągrowcu zabierała mnie na dzień dziecka organizowany przez szpital. O ile mnie pamięć nie zawodzi, odbywał się w końcu lat 80. i początku 90. w pobliskim Kobylcu. Co roku na nie czekałem. Była to wtedy duża impreza, na której biegaliśmy, uczestniczyliśmy w różnych konkursach, za które dostawaliśmy nagrody w postaci gum balonowych do żucia, słodyczy, oranżady w folii ze słomką oraz przyborów biurowych typu linijka czy ołówek. Lubię wracać do tych wspomnień. Tak bardzo się kiedyś cieszyłem z balonika czy tabliczki czekolady. Dzisiaj dzieci na tego typu „fanty” reagują zupełnie inaczej...
Wspominam też moje babcie, które równo kochałem i kocham do dzisiaj oraz dziadków. Jeden z nich utkwił mi w pamięci wyjątkowo. Byłem jego oczkiem w głowie. Zabierał mnie do pobliskiej wsi koło Wągrowca, gdzie poznawałem uroki gospodarstwa wiejskiego. Nie zapomnę momentu, kiedy kupił mi w kiosku ruchu samochodzik resorek maluch 126p. Boże, jak ja się cieszyłem, jak ja na niego patrzyłem, oglądałem z każdej strony. Zawsze babcia to wspominała z wielkim uśmiechem, kiedy już wszedłem w wiek dorosły. Opowiadała mi, że byłem w stanie się w niego wpatrywać godzinami, jakby był ze złota. A on tylko był koloru żółtego. Dziadek miał prawdziwego malucha właśnie w tym kolorze. Dzieciństwo wspominam wspaniale, kiedy chodziłem z już niestety nieżyjącym tatą na spacery. Ojciec uwielbiał przyrodę. Spacery z nim i mamą, przejażdżki nad jezioro latem były czymś wyjątkowym i stąd wiem, dlaczego tak bardzo też lubię przebywać na łonie natury. Choć teraz już nie jako dziecko, tylko ojciec ze swoimi dziećmi, dla których staram się być jak najlepszy. Mam nadzieję, że i one swoje dzieciństwo będą wspominały tak ciepło jak ja - mówi pan Robert.

A co o swoim dzieciństwie mówi historyk Marcin Moeglich? - Swoje dzieciństwo wspominam jak wielką przygodę. Miałem sąsiedzką grupę przyjaciół i sporo kuzynostwa. Większość czasu spędzaliśmy w terenie. W sadzie mieliśmy własną wioskę indiańską, na łące boisko piłkarskie, a w stodole całe zaplecze sportowe. Ogólnie nazwałbym ten czas „dzieciństwem ze zdartymi kolanami”. Nie było w nim miejsca na nudę. Zawsze też były dla mnie ważne książki, które z pewnością były jednym ze źródeł pomysłów na to, czym nasza paczka będzie zajmować się w kolejnych dniach. Co do charakteru, to w dzieciństwie raczej nie miałem łobuzerskich zapędów. Bywały oczywiście różne sytuacje, ale swoje dzieciństwo opisałbym zdecydowanie jako przygodę odkrywcy a nie awanturnika - wyznaje.

A jak te czasy wspomina dyrektor wągrowieckiego „ogólniaka”? - Moje dzieciństwo przypadło na lata kiedy u władzy była komuna. Wiązało się to z wszechobecnymi brakami towarów w sklepach. Kiedy opowiadałem swoim dzieciom, że wszystko było reglamentowane i na kartki - to patrzyły na mnie z niedowierzaniem. Z perspektywy czasu dochodzę jednak do wniosku, że żyło się o wiele spokojniej i bardziej beztrosko. Dzisiaj brak jest czasu na wszystko. Ja wychowałem się na bajkach z Bolkiem i Lolkiem, Rumcajsem, Reksiem… czyli klasyce, o której dzisiejsze dzieci pewnie nie słyszały. To było wspaniałe dzieciństwo bez komputera, bez komórki, z jednym, a później dwoma programami telewizyjnymi, ale jakże urozmaicone i radosne. Lato zawsze było dłuuugie i ciepłe.
Kontakt z przyrodą, zabawy z rówieśnikami od rana do wieczora. Które z dzieci dzisiaj wiedzą jak się gra w kapsle, skacze w gumę? Po ciepłym deszczu „mierzenie” głębokości kałuż na bosaka. Zimą zabawa na śniegu (dzisiaj śnieg to unikatowe zjawisko), gra w hokeja na lodzie, gdzie kij był zrobiony z kawałka gałęzi, a łyżwy mocowane do obcasów butów. Te lata jawią mi się teraz kryształowo i zabawnie. Z ogromnym sentymentem wspominam dziś te zabawy, atmosferę i to, co wtedy było modne i potrzebne do życia dzieci i młodzieży. A było tego w porównaniu do dziś niewiele. Podobno jako dziecko byłem grzeczny, co nie oznacza, że święty. Jak każdy dzieciak miałem swoje za uszami. W końcu dzieciństwo kieruje się swoimi prawami. Chodziłem do 8. klasowej podstawówki. W pierwszej klasie uczyłem się kaligrafii pisząc stalówką i atramentem z kałamarza. Były to czasy kiedy baliśmy się trochę nauczycieli, wzbudzali respekt. Obecnie w szkole panuje większy liberalizm. Dzisiaj, będąc dorosłym facetem wspominam wakacyjne wyjazdy z mamą, późniejsze wypady z paczką znajomych… Chciałbym, aby moje dzieci miały tak pozytywne wspomnienia z dzieciństwa jakie mam ja - mówi Maciej Patelski.

Jakie zabawy towarzyszyły w czasach dzieciństwa mieszkance Potrzanowa Grażynie Szymkowiak? - Czasy mojego dzieciństwa znacznie różniły się od tych, które mamy dziś. To było zupełnie inne dzieciństwo niż dziś. Nie było telefonów komórkowych, komputerów. Nikt nawet o czymś takim nie myślał. Graliśmy za to w dwa ognie czy popularną klipę. Moje dzieciństwo w znacznym stopniu upłynęło w leśniczówce w Lechlinku pod Skokami. W domu było zawsze gwarno za sprawą licznego rodzeństwa. O tym jak tamte czasy różniły się od tych, które mamy dziś świadczy fakt, że nikt wówczas nie dowoził także dzieci do szkół. Drogę musiałam pokonywać jako mała dziewczynka każdego dnia pieszo, a było to kilka kilometrów - opowiada.

Sołtys Damasławka Aneta Jung zdradziła nam, że była raczej grzecznym dzieckiem. - Byłam zawsze obowiązkowa i bardzo przejmująca się wszystkim. Potrafiłam wrócić z połowy drogi do szkoły, bo zapomniałam narysować klucza wiolinowego... A, że nie umiałam, to musiałam wrócić do mamy, by mi pomogła. Jako dziecko śpiewałam w chórze szkolnym i grałam w teatrzyku „Stopka”. Pamiętam, jak grałam jedną z głównych ról z chłopakiem, który grał mojego adoratora. Był młodszy o rok i o głowę niższy. Graliśmy scenę i w pewnym momencie pani stwierdziła, że musimy coś tu dodać, bo to nie przejdzie. Po wyznaniu mi miłości do publiczności musiał powiedzieć: „zawsze interesowały mnie wysokie panienki”. Ile wtedy było śmiechu. To były fajne, inne, bardziej skromne czasy. Wszystko nas wtedy cieszyło - mówi pani Aneta.

A jak czasy młodości wspomina wągrowczanin Robert Bąk? - Ja to byłem dopiero rojber. Wybita szyba? A żeby to tylko raz... Kiedy dziś rozmawiam z moimi nauczycielami z dzieciństwa, stwierdzają, że my byliśmy inni. Owszem, broiliśmy i trzeba było na nas krzyczeć, ale nauczyciel się wtedy obracał i śmiał się pod nosem. Z mojego dzieciństwa świetnie wspominam, że graliśmy piłkę aż nie zrobiło się ciemno. Chodziliśmy też na harendę na czereśnie i wiśnie. Było biedniej, ale fajniej. Choć nie było komórek, wszyscy potrafiliśmy zebrać się na boisko o jednej porze. Wystarczyło, że jeden z nas wyjdzie przed blok i głośno krzyknie - wspomina z sentymentem pan Robert.

Współwłaściciel pracowni krawieckiej „Adelka” Paweł Dutkiewicz był chłopcem... z loczkami. - Długie włosy mam do dziś, choć już się tak nie kręcą. Byłem spokojnym dzieckiem i tak zostało do dziś. Zawsze mnie kręciło tworzenie, przerabianie zabawek, czy nawet tworzenie swoich. Zawsze też lubiłem motocykle. Uwielbiałem również przebywać z mamą na warsztatach krawieckich, gdzie nawet można było wyszyć narysowany przez siebie motorek. Dziś szczęśliwie mogę kontynuować pasje z dzieciństwa - mówi.

Agencja TVN-X-News

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wagrowiec.naszemiasto.pl Nasze Miasto